eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.wgpwSmoleńsk 10.04.2010 POMŚCIMY
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2010-07-03 14:06:45
    Temat: Smoleńsk 10.04.2010 POMŚCIMY
    Od: "maniana" <g...@c...es>

    Minęły prawie trzy miesiące, a w naszych myślach nie zmieniło się nic. Mimo
    że zdążyliśmy już się bawić, żartować, zachorować, mieć zwyczajne kłopoty w
    pracy,remont w domu, wymyśliliśmy wakacyjne plany. A forsycja, która
    zakwitła w dniach smoleńskiej tragedii, dawno przekwitła. To nic nie
    zmieniło. Dla nas czas się zatrzymał.

    Jesteśmy tacy sami jak na ulicach wokół Pałacu Prezydenckiego 10 kwietnia.
    Jak wtedy, gdy spóźnione kwiaty spadały na przejeżdżającą ulicami stolicy
    trumnę Marii Kaczyńskiej. I gdy ryk krakowskiego rynku "Lech Kaczyński -
    dziękujemy!" odbijał się echem od zabytkowych kamienic.


    Dni, w których wybuchła wolność


    Dni, z których zdjęcia zamieszczamy obok, były dniami wybuchu wolności. Tak,
    właśnie wolności, czyli odrzucenia atmosfery strachu przed tym, by mówić
    prawdę. Ten strach to jedna z głównych cech konstytuujących posowiecki
    system. Strach przed tym, że w kraju, którego właścicielami są oni, płaci
    się za mówienie prawdy utratą pracy, brakiem możliwości awansu własnego i
    rodziny, kłopotami ze związaniem końca z końcem, opinią wariata.


    Gdy ten strach nagle zniknął, okazało się, że jest nas wielu. Widzieliśmy,
    jak pielęgniarka z prowincjonalnego szpitala i jej chłopak mówią do kamery,
    co myślą - nie zastanawiając się, czy przy najbliższej redukcji etatów
    zwolni ich za to dyrektor. Jak prawdę w oczy walą aktorzy ze znanych
    seriali, których środowisko zawodowe należy do najściślej kontrolowanych
    przez establishment. Jak niektórzy nasi koledzy dziennikarze, na co dzień
    ostrożnie ważący słowa, nagle zaczynają mówić o rzeczywistości, używając
    pojęć "my" i "oni". Słyszeliśmy słowa ludzi, którzy przyszli pod pałac
    przeprosić za to, że nie bronili prezydenta, gdy hołota dookoła rechotała z
    niego.


    Skoro tamci w Smoleńsku oddali życie, to nasze małe kalkulacje życiowe,
    które każdy z nas na co dzień robi, straciły sens. Kiedy w krakowskiej
    katedrze mały Jarosław Kaczyński stał osamotniony wśród wielkich, dumnych
    kardynalskich kapeluszy i niemrawych oficjeli, miał za sobą cały krakowski
    rynek i tłumy na Błoniach.


    Zanurzyliśmy się w tłum ludzi nieprzywykłych do kalkulacji, przynoszących
    setki ton zniczy, kwiaty, dziecięce laurki. Jak prezydencki lekarz, który
    stał kilkanaście godzin w kolejce do pałacu. Jak pan, który specjalnie
    przyleciał z Chicago. Jak tłumy harcerzy. Jak ci, co przyjeżdżali z drugiego
    końca Polski wieczorem, stali całą noc, by przed południem móc na moment
    uklęknąć przed trumnami. Starzy, młodzi, moherowi i długowłosi. Dla tych
    młodych było to nierzadko pierwsze wielkie wydarzenie narodowe, w którym
    świadomie uczestniczyli.


    Nie zapomnę kartki pod warszawskim pomnikiem prymasa Wyszyńskiego: "Kochani
    Polacy! Czy można przygotowywać na oczach świata tak haniebną zbrodnię i być
    bezkarnym?". Obok daty Katynia - tego z 1940 i tego z 2010 r. Warszawska
    ulica nie uwierzyła w przypadek. Za wiele rzekomych przypadków przechowuje w
    zbiorowej pamięci.


    Hańba tym, co odpuścili śledztwo


    Po tych niespełna trzech miesiącach jesteśmy tacy sami, ale jest nam
    trudniej. Bo zawiodły nas nasze władze. Nie zapomnimy im tego. Na zawsze
    zapamiętaliśmy nazwiska tych, których obowiązkiem z racji powierzonych im
    przez naród zaszczytnych stanowisk było walczyć, by śledztwem w sprawie
    tragedii zajęła się międzynarodowa komisja złożona z najlepszych światowych
    specjalistów, a nie kagiebiści. Nasi rządzący nas zdradzili - nie ma w tych
    słowach ani odrobiny przesady.


    Tę zdradę władzy niektórzy wsparli piórem i słowem. Nie brakło tu zaskoczeń.
    Podczas tych trudnych dni przyzwoicie zachowali się niektórzy politycy SLD
    czy ludzie z "Krytyki Politycznej". Najgorzej, co stworzyło na pokolenia
    bariery nie do przeskoczenia, środowiska "Gazety Wyborczej" i "Polityki".


    Nie wyobrażam sobie, bym mógł podać kiedykolwiek rękę autorom tekstów
    sugerujących, że aktorzy

    płakali pod Pałacem Prezydenckim za pieniądze. Tym, którzy tak dobierali
    zdjęcia na portalu internetowym, by z tych, którzy tam byli, zrobić ciemną
    hołotę. Gnojkowi atakującemu Martę Kaczyńską. Panu od dystrybucji filmu Ewy
    Stankiewicz. Grającemu nonkonformistę frajerskiemu przydupasowi salonów,
    który nagrał piosenkę atakującą Janka Pospieszalskiego za to, iż pokazał tę
    przebudzoną wolność i że wbrew powszechnemu na salonach tchórzostwu i
    znieczulicy domagał się prawdy.


    Potrafimy się za to odwdzięczyć. Za rok albo trzydzieści. Grubej kreski nie
    będzie. Nasza religia uczy przebaczania wrogom, ale nie amnezji.


    Piotr Lisiewicz


    Całość artykułu w specjalnym wydaniu "Gazety Polskiej" poświęconym
    katastrofie smoleńskiej

strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1