Dlaczego banki hipoteczne ciągle raczkują?
2015-04-10 10:28
Czy bankowość hipoteczna ruszy z miejsca? © Fantasista - Fotolia.com
Przeczytaj także: Czy banki hipoteczne obniżą koszty kredytu?
Listy zastawne, czyli punkt rozpoznawczy banku hipotecznego
Zasadnicza różnica pomiędzy bankiem uniwersalnym a hipotecznym polega na tym, że ten ostatni jest instytucją oferującą jeden zasadniczy produkt - kredyt hipoteczny, a jego podstawowym, o ile nie jedynym przedmiotem działalności jest finansowanie rynku nieruchomości. Działalność banków hipotecznych w Polsce regulują dwie ustawy. Pierwsza to właśnie ta o listach zastawnych i bankach hipotecznych, druga – prawo bankowe.
Elementem wyróżniającym oraz punktem rozpoznawczym banków hipotecznych są emitowane przez nie, w polskich warunkach na prawach wyłączności, listy zastawne. Są to instrumenty dłużne, przypominające swoją konstrukcją długoterminowe obligacje. Podstawą ich emisji oraz zabezpieczeniem są wierzytelności banku hipotecznego, źródłem których są udzielone przezeń kredyty hipoteczne. W ten pozornie prosty sposób te ostatnie mają zagwarantowane długoterminowe, a więc bezpieczne refinansowanie.
fot. Fantasista - Fotolia.com
Czy bankowość hipoteczna ruszy z miejsca?
Przez lata w „martwym punkcie”
Dlaczego zatem od prawie 18 lat polski rynek bankowości hipotecznej pozostaje praktycznie w „martwym punkcie”?
Od roku 1997, a wiec daty wejścia w życie ustawy o listach zastawnych, liczba aktywnych banków hipotecznych w Polsce oscyluje pomiędzy dwoma a trzema(!). Ta swoista tradycja policzalności jednostek rodzimych banków hipotecznych na palcach jednej ręki pozostaje niestety wciąż aktualna. Na dziś dzień polski system bankowy dysponuje bowiem zaledwie trzema tego typu instytucjami, działającymi w formie specjalistycznych podmiotów banków uniwersalnych. Są to: mBank Hipoteczny, Pekao Bank Hipoteczny i najmłodszy, uruchomiony niedawno PKO Bank Hipoteczny. Emitowane przez nie listy zastawne mają wciąż symboliczny, nie przekraczający jednego procenta, udział w wartości udzielanych w Polsce kredytów mieszkaniowych. Dla porównania na najbardziej rozwiniętych rynkach nieruchomości krajów Unii Europejskiej ten udział wynosi od kilkudziesięciu do nawet bez mała stu procent.
Przyczyna takiego stanu rzeczy od lat pozostaje ta sama – utrzymująca się swoista bezkonkurencyjność banków komercyjnych w finansowaniu krajowego rynku nieruchomości, w tym przede wszystkim mieszkaniowych. Ta przewaga wynika w głównym stopniu z wysoce restrykcyjnych regulacji prawnych bankowości hipotecznej, które w środowisku obowiązującej w Polsce od lat w sposób permanentny niskiej dostępności mieszkaniowej, na całe lata zablokowały jej perspektywy rozwojowe.
O dotychczasowej niemocy operacyjnej rodzimej bankowości hipotecznej zadecydowały przede wszystkim obligatoryjne zasady bezpieczeństwa procesu finansowania rynku nieruchomości. Listy zastawne co do zasady muszą wyróżniać się optymalnym stopniem bezpieczeństwa przy minimalnym ryzyku inwestycyjnym. Osiąga się to m.in. poprzez ustawową regulację maksymalnej – zazwyczaj nie przekraczającej 80 proc. - wartości wskaźnika LTV kredytów będących podstawą emisji listów zastawnych, instytucję tzw. wartości bankowo-hipotecznej jako metodyki wyceny nieruchomości, następnie poprzez drastyczne ograniczenie możliwości finansowania nieruchomości w trakcie budowy, czy wreszcie eliminację finansowania lokali spółdzielczych.
Tego typu regulacje z oczywistych względów na długie lata skrajnie zmarginalizowały bankowość hipoteczną jako źródło finansowania rynku nieruchomości w Polsce. Swoją drogą, zakładając hipotetycznie przyznanie przez ustawodawcę klauzuli wyłączności na kredytowanie rynku nieruchomości bankom hipotecznym w roku 1997, niełatwo byłoby sobie wyobrazić dzisiejszy obraz krajowej mieszkaniówki. Jak też ta ostatnia wyglądała by dziś bez masowo „rozdawanych” w minionych latach kredytów mieszkaniowych na nawet pół wieku i 100 -130 proc. wartości nieruchomości, bez setek tysięcy kredytów frankowych, czy wreszcie bez powszechnego finansowania zakupów mieszkań w budowie? Jedno wydaje się raczej pewne – pojęcie „boomu” w odniesieniu do rynku nieruchomości znane byłoby dziś Polakom nie tyle z autopsji, co z literatury fachowej.
oprac. : eGospodarka.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)