Duże obroty na WGPW
2006-11-03 09:35
Przeczytaj także: Rynek akcji pokazał słabość
W środę niemiłą niespodziankę optymistom sprawiła publikacja instytutu ISM. Okazało się, że wskaźnik aktywności amerykańskiego przemysłu spadł w październiku do 51,2 pkt z 52,9 pkt w poprzednim miesiącu (oczekiwano niewielkiego wzrostu). Był to spadek do poziomu najniższego od 3 lat, czyli od momentu, kiedy to indeksy rozpoczęły hossę. Jest już bardzo blisko do poziomu 50 pkt., który oddziela rozwój od recesji. Takie dane musiały doprowadzić do kolejnego wzrostu cen obligacji (spadku rentowności). Można tylko dziwić się, że nie przeceniły dolara, ale i na to jest wytłumaczenie: rosnące ceny obligacji nadal pomagają amerykańskiej walucie. Zaszkodziły za to w środę ropie i miedzi i indeksom giełdowym. Do niektórych inwestorów amerykańskich zaczęło docierać, że kupowanie akcji tuż przed wejściem gospodarki w stagnację, a może i recesję jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem.
W czwartek rynki zlekceważyły europejskie dane makro. Warto jednak odnotować, że indeksy PMI pokazujące, jak w październiku rozwijał się sektor produkcyjny w poszczególnych krajach Eurolandu i całej strefy euro zachowały się lepiej niż oczekiwano. Sytuacja w Eurolandzie jest bardziej stabilna niż w USA. Nie było tez reakcji na decyzję ECB, który pozostawił stopy bez zmian. Konferencja prasowa Jean-Claude Trichet, szefa ECB, nie wywołała emocji. Dopiero kolejne rozczarowujące dane makro z USA doprowadziły do większego spadku indeksów.
Raport Challengera nie miał żadnego wpływu na zachowanie rynku, ale warto odnotować, że ilość planowanych zwolnień z pracy w USA spadła od poprzedniego miesiąca o 30 procent i to były jedyne pozytywne dane tego dnia. Inwestorzy zostali zaskoczeni niezwykle słabą wydajnością pracy w trzecim kwartale (pozostała bez zmian) i większym od prognoz wzrostem kosztów pracy. Słaba wydajność pracy i wyższe koszty rodzą zagrożenie dla inflacji. Bardzo słaby jest też rynek pracy – w minionym tygodniu ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła aż o 18 tysięcy. Nikogo nie mogły ucieszyć dane o wrześniowych zamówieniach fabrycznych. Wzrosły mniej niż oczekiwano, ale bez środków transportu spadły o 2,4 proc.
Na domiar złego Wal-Mart potwierdził, że sprzedaż w październiku wzrosła jedynie o 0,5 proc. i zapowiedział, że w listopadzie wzrostu nie będzie. Doszlusowały do niego kolejne sieci sprzedaży detalicznej (Target i Costco) informujące, że w październiku ich sprzedaż była poniżej oczekiwań. Generalnie, jak podała firma Retail Metrics, aż 61 procent sieci sprzedaży nie wypełniło w październiku swoich prognoz.
Takie informacje kolejny raz potwierdzają, że gospodarka zwalnia dużo szybciej niż oczekiwano, a inflacja głowę trzyma wysoko. Reakcja rynków na te nieciekawe informacje była bardzo niejednolita. Rentowność obligacji wzrosła tak jakby ten rynek bał się inflacji, a nie spowolnienia gospodarczego. Można to jednak wyjaśnić, bo raport o wydajności pracy dawał niezbędny pretekst, a rynkowi należała się już korekta. Nie pomogło to jednak dolarowi, który tracił w obawie przed spowolnieniem gospodarki. Słabnący dolar pomógł podnieść ceny złota (zachowuje się ostatnio znakomicie) i miedzi (odrobiła połowę środowych strat). Cena ropy też usiłowała zwyżkować, ale ostatnia godzina handlu doprowadziła do ostrej przeceny i baryłka staniała o 1,3 proc.
Przeczytaj także:
USA: dane lepsze od oczekiwań nie pomogły
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion