Koniec miesiąca pomaga giełdowym indeksom
2006-11-30 11:54
Przeczytaj także: Rynek akcji czeka na szansę do wzrostu
Końcówka miesiąca ma swoje prawa, bo fundusze stroją okna wystawowe (window dressing), a zachowanie rynków jest często jeszcze bardziej nieracjonalne niż to zazwyczaj obserwujemy. Kolejny raz okazało się, że w publikowanych obecnie amerykańskich raportach makroekonomicznych trudno dopatrzyć się pozytywnych informacji. Większość komentatorów twierdzi zupełnie coś innego, ale według mnie nie mają racji. Popatrzmy, co pokazały środowe dane.Weryfikacja danych o amerykańskim wzroście PKB w trzecim kwartale i skojarzonych z nim miar inflacji była na pozór bardzo pomyślna dla akcji, ale dyskusyjna, jeśli chodzi o dolara. PKB zweryfikowano z 1,6 na 2,2 proc. Poza tym bazowy PCE (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności) wzrósł nieco mniej niż oczekiwano. Podobnie zachował się deflator. Tyle tylko, że weryfikacja wzrostu PKB wynikała przede wszystkim z dużego wzrostu zapasów, a wiadomo, że ze sprzedażą ich będą problemy. Trudno się z tego cieszyć, bo zapowiada to dalsze zwolnienie gospodarki w 2007 roku.
Dane o październikowej sprzedaż nowych domów w USA były znowu bardzo słabe. Teoretycznie całkiem dobrze wygląda spadek sprzedaży tylko o 3,2 procenta, ale dane z zeszłego miesiąca zweryfikowano mocno w dół. Gdyby tej weryfikacji nie było to sprzedaż spadłaby o 6,6 proc. (prognozowano spadek o 2,3 proc.). W stosunku do zeszłego roku spadek sprzedaży wyniósł 25,4 proc. Teoretycznie dobrą informacją było to, że wzrosła mediana cenowa (1,9 proc. rok do roku), ale po ostatnim ostrym spadku nie było w tym nic dziwnego. Nie ma jednak nic za darmo – cena wzrosła, ale wzrosły też zapasy niesprzedanych domów. Popyt wcale na te nieco droższe domy się nie rzuca. Takie dane wywołały z początku spadek ceny miedzi (słusznie), ale potem zdrożała ona o ponad 0,6 proc.
Nie mógł też ucieszyć konsumentów amerykańskich raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw. Zapasy spadły w każdej kategorii, a w Stanach robi się coraz zimniej. To był bardzo dobry pretekst do podniesienia ceny baryłki ropy (wzrost o 2,5 proc.). Pretekst dlatego, że czynniki techniczne od tygodnia sprzyjają już wzrostowi ceny tego surowca. Najmniejszego znaczenia nie miał dla rynków raport Fed o stanie gospodarki zwany Beżową Księgą. Nic nowego tam nie powiedziano. Gospodarka rozwija się w umiarkowanym tempie, w niektórych regionach są problemy z wykwalifikowaną siłą roboczą, a rynek nieruchomości jest słaby.
Jak zareagowały na te wszystkie raporty poszczególne rynki? Otóż tak, jakby gracze uwierzyli, że dane są znakomite. Dolar się wzmocnił (nieznacznie), bo i tak czekał tylko na pretekst do korekty, rentowność obligacji lekko wzrosła, a indeksy giełdowe szybko ruszyły na północ. Nie przeszkadzał im ani tani dolar ani droga ropa, która przecież będzie szkodziła konsumentom. Można powiedzieć nawet, że ropa pomagała we wzroście indeksów, bo podnosiła ceny akcji w sektorze paliowym.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion