Chińska giełda powodem spadków
2007-02-28 10:56
Przeczytaj także: Fundusze krajowe sprzedają akcje?
Tak najczęściej, zupełnie nieoczekiwanie, rozpoczynają się duże przeceny. Zawsze jednak jest jakiś impuls, który taką przecenę uruchamia. Tutaj takim impulsem mogło być powołanie przez rząd Chin specjalnej grupy, która ma zwalczać przestępstwa kapitałowe. Władze Chin już od pewnego czasu ostrzegały, że spekulanci doprowadzają do powstania groźnej bańki spekulacyjnej.Europejczycy zaniepokoili się tym, że ten mini-krach może być sygnałem rozpoczęcia ogólnoświatowej korekty, więc indeksy rozpoczęły wtorek od ponad jednoprocentowego spadku, a zakończył dużo gorzej – indeksy spadły po 3 procent. Szybko rósł też kurs EUR/USD, co zapewne wynikało ze wzmocnienia jena do dolara. Takie zachowanie rynku walutowego mogło też wynikać z tego, co stało się w Chinach. Kapitał japoński opuszczał chińską giełdę i wracał do Japonii, a to musiało umocnić lokalną walutę.
W USA też, podobnie jak i na całym świecie, we wtorek giełdy akcji były w centrum uwagi. To, co działo się na innych rynkach (może za wyjątkiem walutowego), miało niewielkie znaczenie. I tutaj przestraszono się chińskiego krachu. Można powiedzieć, że przecież chiński rynek akcji nie jest tak znowu bardzo istotny dla innych giełd, ale tu nie chodziło o jego wagę. Wszystkie rynki od 4 lat kontynuowały hossę, która od dawna oderwała się przecież od fundamentów. Bańka spekulacyjna była nadmuchiwana niezwykle intensywnie, dzięki zalewowi taniego kapitału korzystającego z niezwykle niskich stóp procentowych. Nawet teraz trudno powiedzieć, żeby stopy były wysokie.
W tej sytuacji, taki sygnał z Chin, gdzie przecież w poniedziałek indeks ustanowił rekord wszech czasów, zmusił wszystkich do zastanowienia. W głowie każdego inwestora zrodziło się pytanie: czy za chwilę i na moim rynku nie wydarzy się coś podobnego? Na szukanie odpowiedzi nie było czasu, bo już inni zaczynali sprzedawać. W takich momentach przestaje działać analiza techniczna, dane makro i wyniki spółek. Liczy się tylko psychologia tłumu i strach. Gra na giełdzie to przecież jest zawsze walka chciwości ze strachem.
We wtorek w USA też wygrał strach. Wyprzedaż rozpoczęła się od początku sesji i trwała do jej końca. Indeksy spadły powyżej 3 procent – najmocniej od uderzenia terrorystów na WTC we wrześniu 2001 roku. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja na rynkach Ameryki łacińskiej, gdzie argentyński indeks Merval, czy brazylijski Bovespa spadały chwilami po prawie 8 procent. Akcje stały się towarem niechcianym.
Taka przecena nie musi doprowadzić do następnych sesji spadkowych, ale jedno jest prawie pewne – leczyć się z tego spadku będziemy długo. Była szansa na to, że pod koniec sesji pojawi się promyk nadziei. Indeksy w USA spadły do poważnego wsparcia z grudnia 2006, tam się zawahały i po jego przełamaniu rynek się całkiem załamał. Spadki zbliżyły się do 4 procent. W tym momencie wkroczył popyt, któremu udało się doprowadzić do powrotu do tego wsparcia. Jednak końcówka znowu była bardzo słaba i ocalało tylko wsparcie na NASDAQ. Po takiej sesji są chyba tylko dwie możliwości: krach albo spore odbicie. W dużym stopniu będzie to zależało od dzisiejszych danych makro.
Wtedy, kiedy nie liczy się już nic oprócz strachu, nie bardzo jest sens pisać o danych makro, ale dla porządku trzeba je odnotować. We wtorek dane o styczniowych zamówieniach na dobra trwałego użytku były niezwykle słabe. Spadły aż o 7,8 procenta, a bez środków transportu o 3,1 proc. Rynek takich fatalnych danych zdecydowanie nie oczekiwał. Co prawda są one bardzo zmienne i uważane w związku z tym jako takie, na których podstawie nie należy podejmować długoterminowych decyzji inwestycyjnych, ale w sytuacji, kiedy już i tak na świecie panowała bardzo zła atmosfera, musiały zaszkodzić indeksom i kursowi dolara. Dużo lepsze informacje podał Conference Board. Indeks zaufania konsumentów w styczniu nieoczekiwanie i całkiem wyraźnie wzrósł.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion