Indeks nastroju Uniwersytetu Michigan spadł
2007-03-05 11:20
Przeczytaj także: Czy raport kwartalny AIG wpłynie na rynek akcji?
Publikacja raportu GUS, który poinformował, że w czwartym kwartale PKB wzrósł o 6,4 procenta, nie były najmniejszym impulsem dla rynków. Mniej więcej takiego wzrostu oczekiwano już od dawna, więc wszystko już było zdyskontowane. Wystarczyło jednak, że jen zaczął trochę tracić, a nasza waluta natychmiast odrobiła stracony grunt. W końcu dnia złoty stracił do euro, ale wzmocnił się do dolara.Trzeba wyraźnie powiedzieć, że odporność złotego na zagraniczne zawirowania jest bardzo duża. Wydaje się, że czeka on tylko na uspokojenie sytuacji, żeby zacząć się wzmacniać. Dzisiaj też w centrum uwagi będzie rynek jena. Jeśli będzie tracił, to złoty może się wzmocnić. Gdyby się do dolara wzmacniał, to nasza waluta może tracić. Nie ma to nic wspólnego ze związkami złotego z innymi parami walut, które dotąd obserwowaliśmy, ale taka jest obecna rynkowa moda.
GPW w piątek rozpoczęła sesję wzrostem, ale potem, kiedy indeksy w Eurolandzie zmieniły kierunek na spadkowy, zrobiło się bardzo nerwowo. Zachowanie rynku sygnalizowało jednak nadal, że nastroje są nadal prowzrostowe, bo WIG20 nie bardzo chciał spadać. Obrót był niewielki. Widać było, że fundusze stoją z boku i czekają na rozwój sytuacji. W takich chwilach, kiedy rynek jest wyprzedany a podaży brakuje, bardzo łatwo jest podnieść indeksy, więc obóz byków to oczywiście wykorzystał. Poza tym fundusze nie chciały, żeby w czasie weekendu w głowach inwestorów rodziły się głupie myśli (o wyprzedaży). Wzrost indeksów nie ma jednak wielkiego znaczenia prognostycznego. Dlatego też nie przejmowałbym się nim zanadto.
Niepokoi mnie coś, co w czasie weekendu media nazwały odpornością polskich inwestorów. Okazało się, że w czasie przeceny do niektórych funduszy popłynęła rzeka nowych wpłat. Szczególnie dotyczy to funduszy małych i średnich przedsiębiorstw. Polacy chcą, korzystając z przeceny, kupić „tanie” akcje. Przypominam sobie, jak w latach 1993/94 wielu z nas, graczy giełdowych, jeździło po punktach obsługi klienta i patrzyło, co stojący w kolejce ludzie trzymają. Jeśli były to w olbrzymiej większości zlecenia sprzedaży, to składaliśmy zlecenia kupna, jeśli kolejkowicze trzymali zlecenia kupna (zlecenia kupna i sprzedaży różniły się kolorem), to składaliśmy zlecenia sprzedaży. To się zawsze sprawdzało. Mali inwestorzy rzadko kiedy mają rację. Dla mnie ten napływ kapitału jest (na dłuższą metę) sygnałem ostrzegawczym.
Dzisiejsza sesja jest pewną (nie jej początek) zagadką. Gdyby jednak indeksy w Eurolandzie rzeczywiście, tak jak to się rano zanosiło, zaczęły (pod wpływem wzmacniającego się jena) mocno spadać, to bardzo wątpię, żeby nasze fundusze to wytrzymały i zachowały swój piątkowy, olimpijski, spokój. Wtedy czeka nas przecena, przynajmniej na początku sesji, a potem wszyscy będziemy się wpatrywali w to, co dzieje się na światowych giełdach i na rynku walutowym.
Trzeba pamiętać o tym, że skoro czekano na odbicie w USA w piątek, to tym bardziej dzisiaj, gracze mogą mieć takie nadzieje, ale musi się pojawić coś (słabnący jen?), co da przesłankę do zrealizowania pozytywnego scenariusza. Jeśli, w drugiej połowie dnia rynki europejskie się uspokoją, a jen osłabnie, to wszyscy przypomną sobie zaklęcia Bena Bernanke & Co., co może przedłużyć piątkowe odbicie.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion