Raporty makroekonomiczne nie miały wpływu na rynki
2007-03-20 09:43
Rynki finansowe w Eurolandzie poszły śladem swoich azjatyckich odpowiedników. Indeksy giełdowe rosły, a dolar wzmacniał się na skutek osłabienia japońskiego jena.
Przeczytaj także: Inflacja w USA nadal groźna
Najbardziej chyba jednak pomagała bykom zapowiadana fuzja ABN Amro i Barclays. Wszystko sprzyjało posiadaczom akcji, a pomogło im jeszcze dodatkowo bardzo mocne zachowanie rynków amerykańskich.W USA poniedziałek też był dobrym dniem dla posiadaczy akcji. Ciekawostką było to, że rynki (nie tylko rynek akcji) znowu nie reagowały na złe informacje. Okazało się bowiem, że indeks rynku nieruchomości, publikowany przez NAHB (stowarzyszenie budowniczych domów), spadł do poziomu 36 pkt. - odczyt poniżej 50 pkt. sygnalizuje, że więcej firm oczekuje pogorszenia sytuacji, niż jej poprawy. Wydawało się, że takie dane powinny przynajmniej wyhamować chęć kupowania akcji, ale tak się nie stało. Słaby jen, fuzje i przejęcia, i za dużo płynnego kapitału – to chyba jedyny powód wzrostu indeksów.
Teoretycznie można mówić o tym, że rynek opcji sygnalizuje możliwość trzykrotnego obniżenia stóp procentowych w tym roku, ale gdyby to tym rynki tak się ekscytowały, to przecież rentowność obligacji by spadła. A tymczasem całkiem solidnie wzrosła (przypominam, że mimo słabych danych makro). Słaby jen i większa rentowność obligacji wzmocniły dolara, ale był to ruch kosmetyczny. Podobnie, kosmetyczne zmiany miały miejsce na rynku surowców. Złoto i miedź zupełnie nieznacznie zdrożały, a ropa równie nieznacznie staniała. Zresztą już niedługo mocno zdrożeje, bo nastąpi zmiana serii kontraktów, a te, na których jest teraz większy wolumen są wyceniane o ponad 4,5 procenta wyżej.
Jak widać, każdy rynek poszedł swoją drogą. Wyglądało to tak, jakby gracze zgubili kompasy i zupełnie nie wiedzieli, co mają robić. Nic w tym dziwnego, bo przecież nastroje na giełdach są, trochę na siłę, ale jednak nadal „bycze”, a dane makro nie dają poważnego pretekstu do kupowania akcji. W tej sytuacji fundusze robią wszystko co mogą, żeby powróciła logika „im gorzej, tym lepiej”. Chodzi oczywiście o sytuację, w której złe dane są przyjmowane z zachwytem, „bo Fed obniży stopy i uratuje gospodarkę”.
Dziwiłbym się bardzo, gdyby udało się w dłuższym terminie słabe dane lekceważyć, ale przez najbliższe 2 miesiące może się to udać. Warto jednak zauważyć, że sytuacja techniczna jest bardzo dwuznaczna. Wystarczy jeden, jednoprocentowy wzrost, żeby na indeksie S&P 500 powstała, zapowiadająca wzrosty, formacja podwójnego dna. Tyle tylko, że dwuprocentowy spadek zamieniłby ten układ na wyłamanie z flagi, zapowiadającej kontynuację przeceny. Czekamy na wykrystalizowanie się sytuacji.
Przeczytaj także:
USA: dane lepsze od oczekiwań nie pomogły
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion