Fed: fundusze hedżingowe zagrożone kryzysem
2007-05-04 10:54
Przeczytaj także: Korekta w USA może się przedłużyć
Niesamowite było przede wszystkim jednak to, że rynek całkowicie zlekceważył specjalne ostrzeżenie Rezerwy Federalnej, w którym Fed ostrzegał, że funduszom hedżingowymi zagraża kryzys porównywalny do tego z 1998 roku, kiedy to upadek funduszu LTCM (Long-Term Capital Management) zagroził całemu globalnemu systemowi finansowemu. Już od bardzo dawna nie widziałem takiego zaślepienia graczy, którzy nie zwracają uwagi nawet na bardzo groźnie brzmiące ostrzeżenia Fed. Indeksy gwałtownie wzrosły, DJIA ustanowił nowy rekord wszech czasów, a SP. 500 pokonał ważny opór. Najwyraźniej dla zatrzymania byków nie wystarczą ostrzeżenia – muszą się pojawić fakty.W czwartek już przed sesją zapowiadało się, że kierunek indeksów i kursów na amerykańskich rynkach finansowych nie zmieni. Pierwszy zestaw danych makro był dla posiadaczy akcji i dolarów korzystny. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła w ostatnim tygodniu do poziomu najniższego od czterech miesięcy. Co prawda tygodniowa zmiana niewiele mówi o całym rynku pracy, ale nawet taki impuls był cenny. Opublikowane w tym samym czasie dane o wydajności pracy i jednostkowe koszty pracy (dane wstępne) też pokazywały, że sytuacja na polu walki z inflacją rozwija się po myśli Fed. Wydajność wzrosłą o 1,7 procenta (oczekiwano wzrostu o 1,1 proc.), a indeks kosztów pracy o 0,6 procenta, co po dużym wzroście w poprzednim miesiącu specjalnym zaskoczeniem nie było, ale z pewnością nie szkodziło obozowi byków.
Dane z rynku pracy były dla dolara korzystne, ale wzrost wydajności i mniejszy od oczekiwań wzrost kosztów pracy sygnalizował, że presja inflacyjna nie rośnie. A mniejsza inflacja to teoretycznie słabszy dolar. Na takie dictum rosnący do czasu opublikowania tego raportu kurs EUR/USD zaczął spadać, co zbyt logiczne nie było. Kolejny raport jednak ten kierunek utrwalił i to było już bardzo logiczne. Indeks instytutu ISM dla sektora usług oddalił się od granicy recesji (być może z powodu kwietniowych świąt) rosnąc do poziomu 56 z 52,4 pkt. w marcu. Wzrósł też subindeks cenowy. Jak widać instytut ISM nie prognozuje zagrożenia stagflacją, ale widzi możliwość wzrostu inflacji.
Mimo umocnienia dolara na rynkach światowych takie dane zaszkodziły jedynie cenie ropy. Nadal całkowicie aberracyjnie zachowuje się miedź, której cena już niedługo będzie zapewne atakowała poprzedni rekord. Nie ma najmniejszego sensu informować o tym, jakie są preteksty dla tego wzrostu. Chociaż nie mogę się oprzeć, żeby wspomnieć, że w czwartek takim pretekstem był wzrost indeksu ISM w sektorze usług. Co mają usługi do popytu na miedź to wiedzą chyba jedynie komentatorzy, którzy o tym powodzie wzrostu ceny tego surowca pisali. Zdrożało też złoto, tak przecież mocno skorelowane z dolarem. Tutaj wytłumaczenie można jednak znaleźć. Była to po prostu korekta po poprzednich spadkach, a bykom pomagało czekanie na miesięczny raport z rynku pracy w USA.
Rynek akcji zachował się standardowo. Co prawda przed sesją słaby raport kwartalny opublikował General Motors - zysk spadł o 62 mln USD z powodu strat GMAC wywołanych kryzysem na rynku kredytów wysokiego ryzyka – ale spadek ceny tego giganta jedynie osłabiał wzrosty indeksu DJIA, który i tak ustanowił nowy rekord wszech czasów. SP. 500 i NASDAQ też wzrosły, Do rekordu temu pierwszemu indeksowi zostało już tylko niecałe dwa procent.
Dzisiaj rano dowiemy się jak wyglądała w kwietniu sytuacja w sektorze usług poszczególnych krajów UE i całej strefy euro (pokażą to indeksy PMI), ale (podobnie jak w przypadku sektora przemysłowego) dane te mogą tylko przez chwilę i do tego nieznacznie wpłynąć na zachowanie rynków. Warto jednak spojrzeć na te raporty, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście, zgodnie z prognozami, utrzymuje się umiarkowanie intensywny rozwój tego sektora gospodarki. Teoretycznie im wyższe indeksy tym lepiej dla akcji i euro, ale oczekiwanie na dane makro z USA stłumi wszelką możliwą, nawet niewielką reakcję.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion