Chiny czeka gospodarczy krach?
2007-05-10 09:39
Zostawmy puchnący polski giełdowy balon swojemu biegowi ku pęknięciu, które rozpocznie kapitałowy dramat tysięcy nowych drobnych ciułaczy zwabionych u szczytu hossy wizjami krociowych zysków. Skierujmy uwagę na Daleki Wschód do państwa o liczbie ludności prawie tysiąc razy większej od Warszawy i coraz bardziej podatnego na złapanie przewlekłej gospodarczej zadyszki, bolesnej dla całego świata.
Przeczytaj także: Chiński rynek konsumencki największy na świecie
Dynamika wzrostu gospodarczego Chin jest od kilku lat naprawdę oszałamiająca. Co ciekawe, tamtejsze giełdy zaczęły to odzwierciedlać z dużym opóźnieniem. Shanghai Composite Index (SCI) zakończył trend spadkowy dopiero w połowie 2005 r., a pierwsze silne zwyżki pojawiły się wiosną 2006. Pod koniec ubr. rynek bez wahania pokonał szczyty z 2001 r. i zaczął wchodzić w niebezpieczną fazę hiperboli. To samo dotyczy szerszego indeksu Shenzhen 300, powołanego do życia w kwietniu 2005 r.Za kulisami rozgrzanej do czerwoności chińskiej machiny gospodarczej gromadzi się jednak pokaźna sterta problemów. Wydawało się, że nadejście giełdowej turbulencji 27 lutego stanowić będzie początek chłodzenia spekulacyjnych i coraz bardziej maniakalnie lewarowanych zakupów aktywów na parkietach Państwa Środka. Błyskawicznie o tej lekcji zapomniano, z lubością oddając się dalszemu nadmuchiwaniu chińskiej giełdowej bańki. Przypomnijmy słowa wiceprzewodniczącego Narodowego Kongresu z końca stycznia br.: "jedynie 30 procent spółek obecnych na giełdzie w Szanghaju jest godnych zainwestowania według zachodnich standardów", a w przypadku 70 proc. pozostałych inwestorzy raczej stracą pieniądze. Giełda spadała przez kilka dni. Podniosła się, przekroczyła szczyt, nadszedł 27 lutego, znowu się podniosła... i tak zabawa w rozbrajanie tykającej bomby trwa do dziś.
Na poparcie tezy o zbliżających się poważnych problemach chińskiego smoka spróbujmy nieco go odrzeć ze złotych szat, punktując konkretnymi i nieubłaganymi w negatywnej wymowie argumentami.
Po pierwsze, demokracja w Chinach jest i pozostanie fikcją, a kapitalistyczne miraże roztacza się obłudnie po to, by zdusić w zarodku jakiekolwiek rozmowy o niewygodnych dla reżimu sprawach. Reżim nigdy nie zaryzykuje "eksperymentu" z całkowicie wolnym rynkiem, gdyż mogłoby to oznaczać koniec samego reżimu. Większość władz państwowych przedsiębiorstw stanowią namaszczeni ludzie o szczególnych zasługach dla partii, posiadający moc decydowania o często nietrafionych posunięciach inwestycyjnych. Pośród panoszącej się korupcji (nie)widzialna ręka jedynie słusznej partii sprawuje patronat nad sektorem finansowym, przyznając kredyty, które się często okazują złymi, nieściągalnymi kredytami. I właśnie o kruchości chińskiego systemu finansowego jakby od pewnego czasu zupełnie zapomniano...
Pseudoprywatyzacyjne oferty publiczne 6 dużych chińskich banków warte 50 mld dolarów sprzedały się w ciągu ostatnich niecałych dwóch lat na pniu, przy walnym zaangażowaniu pierwszoligowych globalnych instytucji finansowych. Zagraniczne megakoncerny zainwestowały "po uszy" w napędzane tanią siłą roboczą fabryki. Społeczeństwo jest skrajnie rozwarstwione materialnie, a siła ogromnego tłumu niedopłacanych robotników może być dalece bardziej niszczycielska niż w powieści Emila Zoli "Germinal".
Przeczytaj także:
"Chiński sen" w cieniu długu
!["Chiński sen" w cieniu długu "Chiński sen" w cieniu długu](https://s3.egospodarka.pl/grafika/Chiny/Chinski-sen-w-cieniu-dlugu-A0LuJ3.jpg)
oprac. : Bartosz Stawiarski / expander