Mieszkania mogą również tanieć
2007-05-23 13:39
Przeczytaj także: Mieszkanie nowe czy używane?
Już dziś zasadnicza większość absolwentów szkół wyższych nie ma zdolności kredytowej, aby otrzymać kredyt hipoteczny choćby na 30-metrową kawalerkę. Sytuację pogarszają setki pustych, niedostępnych mieszkań, trzymanych od 2-3 lat w rękach zagranicznych spekulantów. Szaleńcza spekulacja objęła grunty podmiejskie, a składy budowlane są puste. Drożejące z dnia na dzień cegły, pustaki, cement (jeśli w ogóle są dostępne) wywracają robione ledwo kilka miesięcy temu kosztorysy. Nie ma komu budować, a pracownicy z łapanki żądają półtora-dwóch średnich krajowych - to dodatkowo podwyższa ceny domów.
Wśród pospiesznie oddawanych lokali budowanych z gorszej jakości materiałów zaczyna się roić od bubli. Ostatnio szaleństwo zaszło na tyle daleko, że handluje się już wirtualnymi mieszkaniami w postaci gruntów, na których dopiero wydano pozwolenie na budowę. Dziury w ziemi mające dopiero za 1-2 lata zostać lokalami mieszkalnymi oczywiście już zostały sprzedane. Niejeden z przedsiębiorczych Polaków zajmujących się dotychczas sprzedażą gofrów, handlem odzieżą czy hodowlą papużek falistych odkrył w sobie żyłkę dewelopera i poczuł zew szybkich pieniędzy. Każdy chce być deweloperem, każdy musi mieć akcje spółek deweloperskich, każdy mówi o wzrostach cen mieszkań. Wielki szum zawsze towarzyszy formowaniu się długoterminowego szczytu na rynku.
Ceny mieszkań na rynku wtórnym, przynajmniej we Wrocławiu, od trzech miesięcy stoją w miejscu. Stopniowo znikają z katalogów cwaniackie oferty sprzedaży po 8-9 tys./m2 w blokach z wielkiej płyty. Popyt zgłaszany przez bardziej świadomych uczestników rynku przestał gonić chore ceny i stał się bardziej selektywny. Cena metra kwadratowego działki budowlanej oddalonej kilkanaście km od centrum (200-300 zł) również osiągnęła próg bólu.
To wszystko się bardzo, bardzo źle skończy. Już dziś należałoby uruchomić specjalne sekcje wewnątrz prokuratur, zajmujące się nieprawidłowościami w tzw. deweloperce, jednocześnie zwiększając częstość emisji programów interwencyjnych typu "Sprawa dla reportera", "Ekspres reporterów" itp.
Uwzględniając parytet siły nabywczej, dosłownie na ulicę skazani są młodzi ludzie w Bułgarii i Rumunii. 1,5 tys. euro za metr kwadratowy mieszkania w stolicach tych krajów to koniec marzeń choćby o kredycie przy zarobkach rzędu 250-300 euro miesięcznie. Wybrzeże nad Morzem Czarnym jest intensywnie wykupywane przez spekulantów z Zachodniej Europy. Relatywnie tanio jest jeszcze w Turcji. O ile siłą rozpędu ceny na Bałkanach jeszcze jakiś czas będą rosnąć, o tyle późniejsza korekta jest nieunikniona. Po prostu: wschodnioeuropejski kapitalizm na skróty.
Czy normalne jest, żeby w Warszawie, Trójmieście, Krakowie czy Wrocławiu metr kwadratowy był droższy niż w Berlinie, nie mówiąc o ofertach sprzedaży 40-metrowych mieszkań w Sopocie za okrągły milion złotych? I wreszcie, czy racjonalne jest oczekiwanie kilkudziesięcioprocentowych zwrotów w najbliższych latach, gdy prawie nikogo z wchodzącego na rynek pracy wyżu demograficznego lat 1981-1984 nie stać na 30- a nawet 40-letni kredyt hipoteczny na dwupokojowe mieszkanie? Jeśli Twoja odpowiedź na 3 powyższe pytania brzmi "nie", to nie kupuj mieszkania w największych polskich miastach. Drożej już nie będzie, a jest szansa, że gdy przebrzmią fanfary i medialny szum związany z Euro 2012, wtedy będzie dużo taniej i normalniej.
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autora w dniu publikacji.
Przeczytaj także:
Ceny mieszkań na rynku wtórnym i pierwotnym w górę w II kw. 2023
oprac. : Bartosz Stawiarski / expander
Więcej na ten temat:
rynek nieruchomości, inwestowanie w nieruchomości, zakup mieszkania, rynek mieszkaniowy, ceny mieszkań