Giełdy amerykańskie wpsarte przez window dressing
2007-09-27 09:50
Wtorkowa odporność rynków amerykańskich na złe informacje musiała doprowadzić do zwyżki europejskich indeksów już na początku środowej sesji.
Przeczytaj także: GPW: słaby sektor bankowy
Pomagały również informacje ze spółek. Citigroup podniósł rekomendację dla Nokii, a prawie bankrutujący bank Northern Rock poinformował, że trwają rozmowy o jego przejęciu. Pomagał również bykom spadający kurs EUR/USD (normalna korekta). Skończyła się ona po publikacji słabych danych z USA, ale akcje nadal drożały – zgodnie z zasadą „im gorzej tym lepiej”.W USA już wtorkowa sesja, kiedy to na rynek docierały same złe informacje, a rynek akcji prawie nie reagował, zapowiadała, że trudno będzie pokonać obóz byków. Szczególnie, że zbliżający się koniec kwartału powinien wyzwolić proces „window dressing”. Jego wpływ będzie widoczny do końca tygodnia.
W środę jedynym poważnym raportem makroekonomicznym były dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku. Spadły one w sierpniu mocniej niż tego oczekiwano (o 4,9 proc. – największy spadek od siedmiu miesięcy) gorsze były również dane bez środków transportu (- 1,8 proc.). Jednak nie na tyle gorsze, żeby to miało wpływ na zachowanie rynków. Mówiono, że nic wielkiego się nie stało, bo dane z lipca zweryfikowano w górę z 5,9 do 6,1 proc. Zapominano jednak dodawać, że bardziej istotne dane bez środków transportu zweryfikowano w dół (z 3,7 do 3,4 proc.). Takie dane pozwalały części inwestorów twierdzić, że są na tyle słabe, iż zwiększą prawdopodobieństwo obniżki stóp. Część zaś była zadowolona z tego, że spadek nie był większy i twierdziła, że do recesji jest jeszcze daleka droga. Inaczej mówiąc – dla każdego coś miłego.
Rynek walutowy ocenił ten raport jako umiarkowanie dobry, bo kurs EUR/USD nieznacznie spadł. Taki spadek wystarczył do obniżenia ceny miedzi i złota (równie nieznacznego). Bardzo ciekawe było zachowanie ropy. Po publikacji danych o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA (wzrosły po raz pierwszy od połowy sierpnia) cena baryłki gwałtownie zanurkowała. Jednak ostatnia godzina sesji należała już wyłącznie do byków. Ropa zdrożała o jeden procent i znowu przekroczyła 80 USD za baryłkę. Jak widać gracze na tym rynku wierzą, że po korekcie ten surowiec będzie nadal drożał.
Indeksy giełdowe rosły. Mówiło się, że ten wzrost był wynikiem osiągnięcie porozumienia między związkami zawodowymi a General Motors. Jednak zwyżka indeksów tylko z tego powodu byłby kompletnie nieracjonalny. Szczególnie, że to porozumienie musi jeszcze zatwierdzić większość członków związku zawodowego (UAW). Były jednak i inne dobre informacje. Po rynku krążyły plotki o kolejnej instytucji chcącej kupić mniejszościowy pakiet akcji Bear Stearns (instytucji, która zapoczątkowała swoimi problemami zawirowania na rynkach). Przeciwwagą było obniżenie przez Goldman Sachs prognozy zysków Merrill Lynch. Poza tym spółkom technologicznym pomagał rosnący kurs Red Hat (wynik publikacji dobrego raportu kwartalnego).
Prawdziwym powodem zwyżek był jednak zbliżający się koniec kwartału i wiara w Fed. Na 3,5 godziny przed końcem sesji indeksy zaczęły się jednak osuwać. Być może dlatego, że właśnie od tego momentu rozpoczęła się szybki wzrost ceny ropy. Poza tym mniej więcej w tym samym czasie Goldman Sachs opublikował swój raport na temat Merrill Lynch. W tej sytuacji indeksy zbliżyły się do poziomu wtorkowego zamknięcia i rynek czekał już tylko na końcową rozgrywkę. Nie musiano czekać długo. Tuż po 21.00 byki zaatakowały. Powodem była informacja z New York Times według którego to Warren Buffett rozważa kupienie akcji Bear Stearns. Był to wystarczający w tej fazie powód, żeby indeksy wyraźnie wzrosły.
Dzisiaj, publikowane przed 16.00, dane makro nie powinny wpłynąć w znaczny sposób na zachowanie rynków, które są w bardzo byczym nastroju. Sytuacja na niemieckim rynku pracy rzadko kiedy wpływa na zachowanie rynku walutowego (na giełdy akcji właściwie nigdy). Godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA dowiemy się, jak w drugim kwartale wzrósł PKB i jakie wtedy były miary inflacji (deflator i bazowy wskaźnik wydatków konsumpcyjnych), ale to jest już ostatnia weryfikacja, a dane są prehistoryczne, więc mogą być wykorzystane przez graczy jedynie jako pretekst. Poważnym impulsem dla rynków nie będą.
Przeczytaj także:
USA: dane lepsze od oczekiwań nie pomogły
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion