Państwa G-20 chcą wpłynąć na kurs juana
2007-11-19 10:15
Przeczytaj także: Rynek nieruchomości USA w złym stanie przez cały 2008 rok?
Był to wynik wypowiedzi Mervyna Kinga, szefa Banku Anglii. Znany jest z tego, że niechętnie wypowiada się na temat kursów walutowych, ale tym razem dołączył do Jean-Claude Trichet, szefa ECB, i Henry Paulsona ostrzegając Chiny, że doprowadzają do „dużych napięć na rynku walutowym”. Ta sprawa miała być dyskutowana podczas weekendu na szczycie Grupy 20. Chodzi o zmuszenie Chin do szybszego wzmacniania juana. Niczego nie zmieniła publikacja lepszego od prognoz bilansu handlu zagranicznego strefy euro. Po południu indeksy ruszyły na północ, bo gracze oczekiwali odbicia na giełdach amerykańskich. Koniec sesji przypadł jednak w niewłaściwym momencie, bo indeksu w USA jeszcze spadały, więc i w Europie umiarkowanie spadły.Przebieg piątkowej sesji w USA w najmniejszym stopniu nie zależał od danych makroekonomicznych i informacji rynkowych. Wpływ na indeksy miały tylko technika, ustawianie się graczy przed weekendem i dzień wygasania wielu opcji. O samym przebiegu sesji napiszę niżej, ale teraz spójrzmy na to, co docierało na rynek.
Dane o przepływach kapitałów do USA jak zwykle nie miały wpływu na zachowanie rynków, ale odnotować trzeba, że napłynęło netto tylko 23 mld USD, a oczekiwano, że bilans wyniesie plus 70 miliardów. Dynamika produkcji i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego też są danymi, które bardzo rzadko wpływaj ą na zachowanie rynków, ale tym razem bykom zdecydowanie pomóc nie mogły. Produkcja spadła o 0,5 proc. (oczekiwano wzrostu o 1 proc.), a w wykorzystaniu potencjału zmalało do 81,7 proc.(oczekiwany był spadek z 82,1 do 82 proc.). Tak słabe dane musiały osłabić dolara, a wzrost kursu EUR/USD podniósł ceny ropy i miedzi. Tylko złoto praktycznie nie zmieniło ceny tak, jakby rynek w trwałe osłabienie dolara nie wierzył.
Spójrzmy teraz na pozostałe informacje. Po pierwsze analitycy Goldman Sachs przedstawili prognozę zgodnie z którą wpływ kryzysu na rynku kredytowym zmniejszy ilość udzielanych kredytów o około 2 biliony dolarów. Nawet dla gospodarki, której PKB sięga 14 bilionów dolarów nie jest to mało. Nawet sporo o tym mówiono, ale gracze tę prognozę woleli zlekceważyć. Bardzo niekorzystne dla szerokiego rynku było to, że po czwartkowej sesji spółki, których zyski zależą od chęci konsumentów do wydawania pieniędzy obniżyły prognozy (Starbucks i Kohl's). Prognozy obniżył też FedEx informując, że szkodzi mu wysoka cena paliw. Fannie Mae (finansowanie kredytów hipotecznych) usiłowała uspokoić rynek zapewniając, że zmniejszy straty, ale gracze firmie nie uwierzyli i kurs spadał. Pozytywne było to, że rósł kurs akcji Hewlett-Packard po podniesieniu rekomendacji dla tej spółki przez Morgan Stanley. Drożały też akcje Chevron i ConocoPhillips po podniesieniu rekomendacji przez Deutsche Bank. Kursowi Cisco pomagała informacja o skupie akcji wartości 10 mld USD.
Jak widać to, co docierało na rynek można jedynie przy bardzo dobrej woli nazwać „neutralnym”, a tak naprawdę były to złe informacje, bo te realne nie zachęcały do kupna akcji, a te dobre wynikały z rekomendacji banków inwestycyjnych. Nic dziwnego, że po początkowym wzroście indeksy zaczęły bardzo szybko spadać. Jednak po zbliżeniu się do minimów z początku tygodnia popyt musiał się pojawić, a to indeksy podniosło. Był to prosty odruch techniczny, ale po wzroście, około dwóch godzin przed końcem sesji, niedźwiedzie znowu sprowadziły indeksy w okolice czwartkowego zamknięcia i tam indeksy stały przez 1,5 godziny. Byki uderzyły w ostatnich 30 minutach sesji i nie dały już szansy na ripostę. Indeksy wzrosły, ale nie traktowałbym tego wzrostu zbyt poważnie.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion