Poznamy podaż pieniądza w Polsce w XI 2007
2007-12-14 11:33
Przeczytaj także: Fed chce uspokoić rynek pieniężny
Widać wyraźnie, że inwestorzy mają trudność z wyłowieniem jednego czynnika, który wyznaczałby kierunek ich reakcji. Jeśli miałyby to być rzeczywiście obawy przed osłabieniem tempa wzrostu gospodarczego na świecie to akcje wczoraj powinny zyskiwać po danych o listopadowej sprzedaży detalicznej w Ameryce. Wypadła znacznie lepiej od prognoz, co jeszcze kilka dni temu mogłoby się stać przyczynkiem do zwyżki. Teraz jednak ten element pozwolił na ograniczenie strat na giełdzie w USA. Jednocześnie wyraźnie spadały ceny surowców wczoraj, dość pokaźnie straciły waluty z rynków wschodzących. Mieliśmy przy tym skok rentowności obligacji w Ameryce. Co takiego nastąpiło, że dobre dane o sprzedaży detalicznej, której spadku tak bardzo obawiają się inwestorzy, nie przełożyły się na wzrost indeksów w Ameryce, a wystarczyły jedynie do tego, że nie doszło do mocniejszej przeceny?Tym czynnikiem była listopadowa inflacja PPI w USA, która okazała się najwyższa od bardzo dawna. 7,2% robi wrażenie, choć po środowych danych o cenach importerów można było się spodziewać niemiłej niespodzianki. Zresztą trudno w kategoriach całkowitego zaskoczenia rozpatrywać skalę wzrostu sprzedaży detalicznej w USA. Zawierają się w niej wydatki na stacjach benzynowych, więc droga ropa w naturalny sposób sprzyja sprzedaży detalicznej. Tyle, że wyższe rachunki za paliwa, oznaczają mniejszą ilość pieniędzy na inne wydatki. Równocześnie sprzedaży detalicznej sprzyja obecna w gospodarce USA presja inflacyjna. W tym kontekście przyspieszenie wzrostu sprzedaży detalicznej, która jest wyrażana nominalnie, może być złym prognostykiem przed dzisiejszymi danymi o inflacji CPI w USA. Są nim też dane o wskaźniku PPI.
Nerwowość na rynki wprowadza sytuacja na rynkach pieniężnych, na które w niewielkim stopniu wpływają działania banków centralnych. Wcześniej niewiele pomagały obniżki stóp procentowych z punktu widzenia wysokości oprocentowania pożyczek na rynku międzybankowym. Teraz zbytnich efektów nie przyniosła skoordynowana akcja najważniejszych banków centralnych w celu zasilenia systemu finansowego w pieniądz. Libor dla euro nawet nie drgnął w dół, dla dolara i funta brytyjskiego trochę się obniżyły, ale nie był to żaden przełom. Inwestorzy więc w kilka dni dostali dwa mocne ciosy. Zmalały nadzieje na kolejne cięcia stóp procentowych w USA, na co wskazują wydźwięk ostatniego komunikatu po posiedzeniu Komitetu Otwartego Rynku oraz ostatnie odczyty inflacji (PPI i ceny importerów). Jednocześnie okazało się, że banki centralne nie są w stanie swoimi działaniami odwrócić biegu zdarzeń na rynkach. To wywołuje coraz częstsze komentarze o ograniczonej skuteczności polityki pieniężnej w walce z pogarszającymi się perspektywami dla światowej gospodarki.
Tym niemniej wczoraj nie doszło ani na naszym parkiecie, ani w USA, do żadnych decydujących rozstrzygnięć. Słabe zachowanie polskiej giełdy było efektem odporności na spadek po posiedzeniu władz monetarnych w USA. Kiedy okazało się, że nie był on wypadkiem przy pracy, a w kolejnych dniach giełda też wykazuje słabość, inwestorzy zaczęli się u nas pozbywać akcji. Obroty jednak nie były zbyt duże, więc zapewne gdyby nastroje na świecie poprawiły się nietrudno będzie odrobić te straty.
oprac. : Katarzyna Siwek / expander