Giełda najniżej od marca 2007
2008-01-08 11:45
Przeczytaj także: Giełdy światowe w coraz słabszych nastrojach
Na wykresie mamy ukształtowane dwa coraz niżej położone dołki, więc możemy mówić o ostatecznym potwierdzeniu, że nasza giełda rozpoczęła korektę całej hossy, zapoczątkowanej na wiosnę 2003 r. Takie stwierdzenie pozwala spodziewać się dotarcia WIG w rejon 46 tys. pkt. To oznaczałoby jeszcze całkiem pokaźny potencjał spadku. Jakkolwiek pesymistyczne wydawałoby się to zapatrywanie na przyszłość, to dopóki WIG nie wróci ponad przebity dołek z połowy sierpnia, trzeba liczyć się realizacją takiego scenariusza. Może się on kłóci trochę z fundamentalnym podejściem do analizy, w którym aż tak wielu powodów do oczekiwania na 15-20 proc. zniżkę z obecnych poziomów nie ma. Jednak musimy pamiętać, że lokalne fundamenty to tylko jeden z elementów kształtujących koniunkturę na naszej giełdzie.Trzeba też pamiętać o przepływach kapitału, które przy przewadze wypłat z funduszy, negatywnie oddziaływałyby na notowania. Przy rozczarowującym początku roku coraz bardziej można obawiać się umarzania udziałów w funduszach, mniej już pewnie małych i średnich spółek, a teraz typowych funduszach akcji. I wreszcie bardzo istotne jest to, co dzieje się na światowych rynkach, co szczególnie wpływa na decyzje indywidualnych inwestorów. Dla nich ocena sytuacji na podstawie zmian głównych światowych indeksów jest jedną z prostszych możliwości.
Poniedziałek był najgorszy dla akcji małych i średnich spółek, a w ujęciu branżowym dla spółek budowlanych, deweloperów i banków. Tym, co łączy te wszystkie sektory, jest wrażliwość na podwyżki stóp procentowych. Jednocześnie są one wyraźnie powiązane z koniunkturą w naszej gospodarce. Słabość takich branż może trochę dziwić w kontekście oczekiwań, że nasza gospodarka będzie w dobrej formie. Wydaje się, że takie zachowanie można rozpatrywać w kategoriach dużej niepewności i tego, że inwestorzy są trochę pogubieni w całej sytuacji. Z jednej strony słychać, że wyceny są już w dość atrakcyjne, szczególnie mniejszych firm, a z drugiej nie widać większego zainteresowania ich akcjami. Takie zagubienie to na dłuższą metę niedobra sytuacja.
Tym bardziej, że zwiększa się grono osób, które na giełdzie nie zarabiają a tracą. Wszyscy, którzy kupowali akcje od połowy marca 2007 r. średnio licząc są już teraz pod kreską. Napływające na rynki wiadomości w dalszym ciągu natomiast nie są zachęcające. W poniedziałek nie mieliśmy informacji tego kalibru, ci piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Jednak takie doniesienia jak o pogorszeniu się nastrojów gospodarczych w Europie do poziomu sprzed dwóch lat, czy słabszym klimacie biznesowym w Wielkiej Brytanii, nie skłaniają do zakupów akcji, a raczej zachęcają do ich pozbywania się. Jednocześnie znów „rozpętała” się dyskusja na temat prawdopodobieństwa recesji w Ameryce. Ekonomiści zaczęli się prześcigać w jej prognozowaniu, co z psychologicznego punktu widzenia nie tworzy atmosfery do kupowania walorów. Zaczynają funkcjonować w obiegu zapowiedzi najgorszej recesji w historii. Mówił o tym wczoraj jeden z bardziej znanych inwestorów giełdowych Jim Rogers.
oprac. : Katarzyna Siwek / expander