Banki centralne pogrążyły rynki finansowe
2008-01-24 12:56
Przeczytaj także: Rekord obrotów futures na WIG20
Praktycznie nie mieliśmy dotąd w tym tygodniu żadnych istotnych danych makroekonomicznych. Notowania rozgrywają się w rytm wyobrażeń inwestorów i wypowiedzi „ważnych” osób. Jednocześnie w centrum zainteresowania znalazła się znów polityka pieniężna. Stało się tak, najpierw za sprawą dużej skali spadków na giełdach, która wywołała nadzieje na skoordynowaną akcję największych banków centralnych świata obniżania stóp procentowych. Potem stopy ścięto w Stanach Zjednoczonych, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu.Wczoraj natomiast szef Europejskiego Banku Centralnego Jean Claude Trichet dał zdecydowanie do zrozumienia, że w strefie euro nie ma na razie szans na tańszy pieniądz. Jednocześnie szef Banku Anglii Mervyn King ostrzegał przed osiągnięciem w tym roku przez inflację w Wielkiej Brytanii najwyższego poziomu od dekady. W efekcie inwestorzy otrzymali silne sygnały, że na Starym Kontynencie sytuacja musiałaby się naprawdę bardzo pogorszyć, by banki centralne zdecydowały się na istotne poluzowanie polityki pieniężnej. Nie spodobało się to inwestorom.
Ważnym czynnikiem, rzutującym na obecną sytuację, są również wyniki amerykańskich firm. Wczoraj rozczarowywały. Zarówno Apple, jak i Motorola, przedstawiły pesymistyczne prognozy. Pierwsza dynamiki sprzedaży, druga zapowiedziała stratę.
Nasz rynek wydawał się wczoraj oazą spokoju na tle innych europejskich parkietów. Można to było wiązać z ograniczoną aktywnością inwestorów. Ostateczne obroty nie oddają rzeczywistości, gdyż były zawyżone umówionymi transakcjami, przeprowadzonymi pod koniec dnia. Oczywiście można się cieszyć, że giełda nie spadła w ślad za innymi rynkami w Europie, ale racjonalnie spoglądając, to odbicie nie było zbyt imponujące. Można je traktować w kategoriach ruchu powrotnego, do przełamanego wsparcia przy 45,9 tys. pkt. Dopóki nie dojdzie do powrotu powyżej niego, trzeba liczyć się z kontynuacją zniżki, nawet w okolice 36 tys. pkt dla WIG.
Ostatecznie o wynikach sesji na amerykańskich giełdach w środę zadecydował plan ratunkowy dla firm ubezpieczeniowych. To pod koniec dnia zachęciło inwestorów do kupowania akcji, szczególnie z sektora finansowego. Zwyżka S&P 500 Financial wyniosła blisko 6,8%. Trzeba przyznać, że takie skoki notowań na największym rynku świata są wyjątkowe i świadczą o wyjątkowości obecnej sytuacji. Taki przebieg sesji przełożył się na dalszą poprawę na giełdach azjatyckich, tym bardziej, że pozytywnym impulsem okazał się wzrost chińskiej gospodarki w IV kwartale 2007 r.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ani wzrost na giełdzie w Ameryce, ani skala rozwoju chińskiej gospodarki nie wprowadzają nowych elementów do oceny obecnej sytuacji. Ruch w górę S&P 500 na razie można traktować jako powrót do przełamanego wsparcia w postaci szczytu z wiosny 2006 r. Dużo lepiej ta zwyżka wyglądałaby, gdyby trwała przez całą sesję, a nie pojawiła się w jej końcówce. Tak, wygląda jedynie na emocjonalne odbicie. Wzrost chińskiej gospodarki raczej skłania do dalszych obaw o podejmowanie działań ją schładzających. Nie można poważnie traktować tłumaczeń, że ponad 11-proc. wzrost w Chinach może być przeciwwagą dla amerykańskiego spowolnienia (czy recesji) skoro jeszcze kilka dni temu spadki na giełdzie tłumaczono pierwszymi oznakami słabnięcia koniunktury w Państwie Środka.
oprac. : Katarzyna Siwek / expander