Wskaźnik wyprzedzający koniunktury spadł
2008-02-22 11:08
Przeczytaj także: USA: inflacja bazowa rośnie, stopy procentowe maleją
W serwisach informacyjnych królowała wiadomość, że to słaby odczyt indeksu Philadelphia Fed wystraszył inwestorów. Jednak tak naprawdę to nigdy nie były istotne dane. Dużo ważniejszy był cotygodniowy raport dotyczący nowych bezrobotnych. Potwierdził stopniowe pogarszanie się sytuacji w tym względzie. Liczba osób pobierających zasiłki zwiększyła się do poziomu ostatni raz widzianego na jesieni 2005 r. Właśnie z tym należy wiązać duży spadek rentowności obligacji na wczorajszej sesji. Gorsza sytuacja na rynku pracy oddziałuje antyinflacyjnie. Z wczorajszych reakcji giełd i komentarzy temu towarzyszących płynie jeszcze jeden wniosek. Skoro tak mało ważne informacje, jak indeks Philadelphia Fed, miałyby popychać indeksy w dół, to co może się dziać, gdy pojawiać się teraz będą bardziej istotne wiadomości. Oprócz wymienionych danych, warto było jeszcze odnotować kolejny spadek wskaźników wyprzedzających koniunktury. Potwierdzają, że perspektywy gospodarki USA są wciąż bardzo niepewne. Pocieszeniem po czwartkowej sesji w Ameryce mogły być wciąż niskie obroty, ale z drugiej strony, trudno oczekiwać ożywienia handlu dopóki indeksy pozostają w konsolidacjach. Powinno ono nastąpić, gdy będziemy testować styczniowe dołki.W przypadku technologicznego Nasdaqa możemy być tego świadkiem już dziś. Wczoraj zatrzymał się tuż powyżej tego wsparcia. Już wspominaliśmy dlaczego zachowanie sektora technologicznego jest teraz tak ważne. Wiązano z nim nadzieje na to, że zdoła uchronić się przed negatywnym wpływem spowolnienia gospodarczego. Teraz okazuje się, że dotyka ono także i tej branży. Przynajmniej tak to postrzegają inwestorzy, z rezerwą traktując akcje wchodzące w jej skład. Sprawa ma jeszcze jeden kontekst. Zwątpienie w branżę technologiczną może odzwierciedlać obawy przed spowolnieniem wzrostu zysków (zresztą analitycy obniżają ich prognozy). To zaś stawiałoby pod znakiem zapytania nadzieje na to, że w III kwartale tego roku zakończy się spadkowa seria zysków spółek z S&P 500.
Krok w stronę bessy wykonał również chiński parkiet, spadając dziś wyraźnie (o przeszło 3%). Tym samym stanął na krawędzi zakończenia kilkumiesięcznego trendu bocznego. Tak słabe notowania można wiązać z odnowieniem się groźby nadmiernej inflacji na świecie. Tracą na tym rynki, na których ten problem jest szczególnie widoczny. Zakończenie trendu bocznego na chińskiej giełdzie byłoby złym sygnałem dla wszystkich rynków wschodzących. Przypomnijmy, że jako całość – głównie za sprawą giełd latynoamerykańskich – utrzymują się w trendzie zwyżkowym. Główna linia hossy, biegnąca po kolejnych dołkach od 2003 r. wciąż nie została przełamana.
Warto jeszcze odnotować to, że korzystnie na postrzeganie giełd nie wpływa fakt, że wyraźny spadek cen ropy naftowej z dnia wczorajszego nie był w stanie powstrzymać wyprzedaży akcji. Można byłoby się tego spodziewać, gdyby założyć, że ostatnia zwyżka cen surowców stała za pogorszeniem nastrojów na rynkach.
W takich okolicznościach trudno spodziewać się, żeby na naszym parkiecie mógł dziś gościć duży optymizm. Tym bardziej, że ze styczniowych danych wynika, że zarządzający funduszami inwestycyjnymi sprzedali akcje odpowiadające wartością połowie środków, jakie klienci wypłacili w tym okresie. To oznacza wzrost udziału akcji w portfelach. Pytanie, na ile była to świadoma decyzja, motywowana nadziejami na szybką poprawę koniunktury giełdowej i brakiem makroekonomicznych przesłanek (fundamentalne były, gdyż wyceny akcji trudno było uznać za atrakcyjne), a na ile konieczność, gdyż przy ograniczonej płynności i gwałtowności ruchu w dół trudno było się po atrakcyjnych cenach pozbywać dużych pakietów akcji.
oprac. : Katarzyna Siwek / expander