Indeks Nikkei stracił 3,5 procent
2008-03-13 10:13
Przeczytaj także: Rynki akcji wspierane przez interwencję FED
Nie można się dziwić, że tak się dzieje, bo Fed obniża stopy, a koszt kredytu rośnie. MBA informuje, że w ostatnim tygodniu średni koszt kredytu 30 – letniego ze stałym oprocentowaniem (FRM) wynosił 6,37 procent (bez prowizji bankowych), czyli najwięcej od początku października 2007. Jak widać obniżki stóp na ten rynek nie działają. Nie podziałają też ostatnie decyzje Fed.Rynek walutowy nie miał się czym we wtorek pożywić, więc wydawało się, że po przedpołudniowym rajdzie, kurs EUR/USD ugrzęźnie pod poziomem 1,55 USD. Trudno o bicie rekordów wszech czasów bez mocnych impulsów. Okazało się, że może i trudno, ale nie w przypadku dolara. Coraz większa ilość analityków (między innymi Citigroup i Goldman Sachs) twierdzi, że akcja banków centralnych nie zmniejszy nieufności, która panuje na rynku kredytowym.
Pojawiły się też głosy krytykujące działanie Fed. Głosy wcale nie takie nierozsądne. Słyszałem analityka, który zapytał na przykład: co Fed zrobi z tą kupą śmieci, czyli obligacjami opartymi na rynku nieruchomości? Rynek surowców długo nie reagował na gwałtowne zmiany kursów dolara. Widać było, że inwestorzy chcą poczekać do danych makro. Jednak przecena dolara zmusiła w końcu popyt do działania i ceny złota, miedzi i ropy wzrosły o ponad jeden procent. Cena ropy dotknęła poziomu 110 USD, reagując tylko chwilowym spadkiem na raport o większych niż oczekiwano zapasach paliw i ropy w USA.
Rynek akcji rozpoczął handel nadal w „byczym” nastroju. Indeksy, a szczególnie najbardziej przeceniony ostatnio NASDAQ, nie chciały spadać. W końcu sesji przeważyła co prawda chęć do realizacji zysków, ale jeśli się spojrzy na to, co napisałem wyżej, to można powiedzieć, że była ona całkowicie niegroźna. Jednak rano kontrakty na amerykańskie indeksy spadały po więcej niż jeden procent, pociągnięte w dół przez bardzo mocne spadki indeksów w Azji. Na przykład indeks Nikkei stracił 3,5 procent. Powodem była nieustanna przecena dolara i droga ropa. Dolar rano kosztował 100,3 jenów, czyli najmniej od 13 lat. Najważniejsze było jednak to, że pękło wsparcie na poziomie 101,5 jenów, a to otwiera przed dolarem przepaść. Zagadką jest, dlaczego nie interweniował Bank Japonii. Uderzenie tuż nad kursem 101,50 jenów z pewnością odwróciłoby trend na jakiś czas. Może bank zrobi to dzisiaj, a może okres interregnum nie sprzyja podejmowaniu decyzji – szef BoJ odchodzi, a kandydatura następcy została ostatnio zawetowana. Wniosek? Tylko gracze amerykańscy (jeśli chodzi o rynek akcji) mogą dzisiaj wystąpić w roli rycerza na białym koniu i uratować świat przed przeceną.
W Warszawie środowe notowania na GPW rozpoczęły się, podobnie jak na innych rynkach europejskich, wzrostem indeksów. Tym razem lepiej wyglądał rynek mniejszych spółek, które goniły blue chipy – MWIG40 rósł mocniej niż WIG20. Udało się zamknąć sesję niewielkim wzrostem, ale nie miało to żadnego znaczenia. Wystarczy spojrzeć na obrót (bardzo mały), żeby dojść do wniosku, że duzi inwestorzy po prostu stanęli z boku i czekają na nowe impulsy.
Wczorajsza sesja w USA w najmniejszym stopniu nie wpłynie dzisiaj na zachowanie naszego rynku, ale to, co w nocy działo się w Azji, może wpłynąć. Wszystko zależy jednak od reakcji Europy, która nie musi być wcale taka paniczna. Jeśli spadki będą niewielkie to i u nas też je powielimy, a indeksy pozostaną w marazmie do publikacji danych w USA. Gdyby jednak indeksy na innych giełdach europejskich mocno spadały, to i nas to nie ominie, chociaż skala spadku powinna być mniejsza. Jedno jest jednak pewne - dopiero po publikacji danych makro w USA, kierunek zostanie ustalony. Oczywiście jest zagrożenie, że jeśli dane w Stanach będą słabe, to indeksy mogą się załamać.
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion