Rezerwy walutowe Chin a problem dolara
2009-05-07 08:36
Przeczytaj także: Gospodarka Chin, czyli wzrost i wyzwania
Prawie dwa biliony dolarów, będące w posiadaniu Ludowego Banku Chin, oczywiście jedynie w niewielkiej części znajdują się w jego sejfie. Zgromadzone złoto, warte jest ok. 30 mld $ i stanowi jedynie 1,5% rezerw. Pozostałą część stanowią różne aktywa ulokowane zagranicą, z czego 65% udział mają papiery denominowane w dolarach. 85% z nich (1,2 biliona $) stanowią obligacje rządu amerykańskiego.Rezerwy LBC przez wiele lat systematycznie przyrastały na skutek sztucznie zaniżonego sztywnego kursu juana, służącego do subsydiowania eksportu. Choć chińskie rezerwy są największe na świecie, w podobnej sytuacji znajduje się Japonia z bilionem rezerw (z czego dwie trzecie ulokowane są w obligacjach skarbowych USA) oraz w mniejszej skali inne kraje azjatyckie (Korea i Indie mają razem 500 mld $, Malezja 90 mld $). Jednak tylko Państwo Środka ma dość politycznej niezależności od Stanów Zjednoczonych, by podjąć jakieś kroki i zaradzić tej niebezpiecznej sytuacji. Dlatego na nim skupia się uwaga obserwatorów międzynarodowego rynku finansowego.
Ktoś mógłby jednak, z pewną dozą naiwności, zapytać, co złego jest w posiadaniu trzech bilionów dolarów ulokowanych na najbardziej płynnym rynku świata – w obligacjach amerykańskich? Otóż w ostatnich latach nabrały znaczenia dwie kwestie. Nie jest wcale takie pewne, czy rząd amerykański odda i ile warta będzie waluta, w której otrzymamy zapłatę.
Zadłużenie Stanów Zjednoczonych sięga już 11 bilionów dolarów i przyrasta w bezprecedensowym od czasów Drugiej Wojny Światowej tempie. Deficyt w zeszłym roku zamknął się w kwocie 459 miliardów, w tym roku szacuje się, że będzie to 1,75 biliona, a w kolejnych dwóch latach po bilionie. W ten sposób w 2011 roku amerykański dług znajdzie się na poziomie 100% PKB. W takiej sytuacji koszty jego obsługi będą stanowić 3-4% PKB lub nawet więcej, jeśli rynek zacznie wyżej oceniać prawdopodobieństwo bankructwa. Trudno sobie wyobrazić, by taką sumę uniósł budżet demokratycznego państwa, zwłaszcza, że pokryłaby ona jedynie koszty odsetek.
Prawdopodobieństwo bankructwa Stanów Zjednoczonych jest coraz wyżej oceniane przez rynek. Credit Default Swap na 10-letnie obligacje USA (premia jaką trzeba zapłacić za pełne ubezpieczenie się od bankructwa przez 10 lat) w lipcu 2007 kwotowany był po 1.6 punktu bazowego (0,016%). W marcu zeszłego roku było to już 16 punktów bazowych, w październiku 40, a w marcu bieżącego roku zanotowano 97. Prawdopodobieństwo niewypłacalności USA wzrosło więc od początku światowego kryzysu sześćdziesiąt razy – w tej chwili rynek szacuje szanse bankructwa w ciągu najbliższych 10 lat jak jeden do stu.
Rząd amerykański dysponuje jednak wyjściem awaryjnym, które było już ćwiczone w okresie powojennym, kiedy to udało się w sześć lat sprowadzić zadłużenie z poziomu 118% PKB do 80% w 1951 roku. Zadłużenie rządu USA jest denominowane w dolarach, a tej akurat waluty amerykanie mogą mieć łatwo pod dostatkiem. Wystarczy więc, że obligacje zacznie masowo skupować Fed, a problem zadłużenia publicznego zniknie. Ceną za takie posunięcie byłaby wielka inflacja i potężna deprecjacja amerykańskiej waluty. W latach 1945-51 ceny wzrosły o 46%, co oznaczało roczną inflację na poziomie ok. 6,5%. Monetaryzacja długu wydaje się jednak i tak bardziej dyplomatycznym rozwiązaniem niż odmowa jego zapłaty.
oprac. : Maciej Bitner / Wealth Solutions