Stress test: jak rozumieć wyniki?
2009-05-11 14:11
Przeczytaj także: Stress test nie pomógł bankom
Po trzecie analizowana grupa niekoniecznie oddaje kształt całego amerykańskiego rynku, na którym działa ok. 8 tys. banków o zasięgu lokalnym. Ben Bernanke i Timothy Geithner powtarzają uparcie, że nie dopuszczą do upadku żadnej z badanych instytucji. W ten sposób faworyzuje się banki, które rozrosły się do kolosalnych rozmiarów i straciły kontrolę nad prowadzonymi interesami. Inne będą źródła problemu w przypadku portfela kredytowego Morgan Stanley, który obraca głównie skomplikowanymi instrumentami finansowymi, a inne w przypadku GMAC, odczuwającego przede wszystkim załamanie na rynku motoryzacyjnym. Jednak obie instytucje w najgorszym wypadku mogą wyemitować akcje, które trafią w ręce podatników. Takiego komfortu nie mają lokalne banki, które prowadziły od wielu lat konserwatywną politykę kredytową, a teraz solidarnie płacą za błędy gigantów. Tylko w tym roku w USA zbankrutowały już 33 banki.
Wnioski
Przede wszystkim „stress test” należy oceniać ze sporym dystansem - w praktyce jest to bowiem jeden z wielu szacunków strat, jakie poniosą w najbliższych kwartałach duże banki. Wspomniane 19 największych instytucji w negatywnym scenariuszu ocenia, że straty wyniosą 600 mld USD. Percepcja tej cyfry może się jednak zmienić, jeśli obok postawimy prognozę Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który podwoił oczekiwania sprzed sześciu miesięcy i spodziewa się, że amerykańskie banki (nie tylko wybrane 19 instytucji) czekają straty w wysokości 2,7 biliona dolarów. O prawie bilion dalej idzie z kolei Nouriel Roubini, ekonomista uchodzący za skrajnego pesymistę, który jednak jako jeden z nielicznych przewidział katastrofę „nowoczesnych finansów".
Może dajmy sobie więc spokój ze zwrotami „lepsze/gorsze od oczekiwań", bo wartość poznawcza owych oczekiwań została mocno zdewaluowana. Cały ten „stress test” przypomina próbną maturę, na której pytania nie mają nic wspólnego ani z egzaminem ani z dojrzałością. Ci, którzy oblali, znali stan swojej wiedzy i liczyli, że łut szczęścia może ich ocalić, a po porażce może czują tylko odrobinę większą presję. Stres pozostaje ten sam, a to myślenia i planowania bynajmniej nie ułatwia.
Po drugie sam test nie dotyka w ogóle źródła problemów. Olbrzymi rynek kredytowych instrumentów pochodnych jeszcze przynajmniej przez kilkanaście miesięcy będzie przechodził przez żmudny proces likwidowania nadmiernej dźwigni finansowej. Ceny nieruchomości nie przestają spadać, a ponad połowa transakcji jest wynikiem przejmowania przez banki domów od kredytobiorców, którzy nie regulowali zobowiązań. 22 procent wszystkich właścicieli domów na skutek spadku cen ma obecnie do spłacenia większą kwotę kredytu niż wynosi rynkowa wartość ich posiadłości. W Kalifornii, najludniejszym stanie USA, co trzeci kredytobiorca jest w takiej sytuacji.
Fakt, że rynki akcji ignorują złe wiadomości i koncentrują się na przykład na informacjach o tym, że w gospodarce ubyło w ciągu miesiąca nie 700 tys. miejsc pracy jak do tej pory, a „jedynie” 400 tys., nie oznacza, że recesja dobiega końca. Świat – a zwłaszcza ten jego wycinek, który każdego dnia opisywany jest setkami newsów i lawiną danych – dawno przestał być czarno-biały. Media dostosowują się do potrzeb rynku i zmęczonym wszechobecnym pesymizmem odbiorcom serwują często taką wersję rzeczywistości, jaka jest w danym momencie wygodniejsza. Dla inwestorów ważniejsze od tego, że kilka banków musi szybko znaleźć kilkadziesiąt miliardów, powinien być fakt, że o te pieniądze konkurują obecnie z nimi rządy wszystkich największych gospodarek świata, międzynarodowe korporacje, a nawet gminy i samorządy lokalne. Chyba każdy ma obecnie więcej potrzeb niż możliwości.
Przeczytaj także:
Fitch: ratingi polskich banków mogą być wyższe
oprac. : Łukasz Wróbel / Open Finance
Więcej na ten temat:
stress test, sektor bankowy, banki, rynek bankowy, wyniki finansowe banków, wyniki banków