GPW: notowania WIG20 spadły o 1,99%
2009-07-28 19:47
Przeczytaj także: Stopy procentowe na Węgrzech w dół do 8,5%
Dziś była nim po prostu obawa, że na Wall Street może zacząć się korekta ostatniej zwyżki. Ujawniła się ona długo przed publikacją danych dotyczących cen domów za oceanem i wskaźnika zaufania tamtejszych konsumentów.Ale na rynku nie brakuje optymistów i mało kto mówi o możliwości większych spadków. Większość twierdzi, że wkrótce zobaczymy nowe szczyty indeksów. Optymista powiedziałby: większość czasem ma rację, pesymista, że większość zawsze się myli.
Polska GPW
Po wczorajszej słabej dla indeksu naszych największych spółek sesji, wtorek zaczął się od niewielkiej poprawy, ale WIG20 pozostawał poniżej 2100 punktów. Początkowa zwyżka głównych indeksów o 0,3 proc. w ciągu kilkudziesięciu minut powiększyła się do niemal 1,5 proc. WIG20 przez moment przekroczył wspomniany poziom o 9 punktów i skapitulował. Tuż przed południem z porannych wzrostów zostało tylko wspomnienie. Najpierw przy wartościach głównych indeksów pojawiło się zero, a przez chwilę nawet mniej niż zero. Godzinę później WIG20 tracił już 1 proc. Ale też i w całej Europie mocno powiało chłodem, więc i nasz rynek, mimo początkowej siły nie był w stanie się tym nastrojom oprzeć. Zdecydowanie taniały akcje PKN Orlen i PKO, ich kursy spadał o 2,5-3 proc., walory Pekao spadały o 1,6 proc. Swoje „dokładały” też papiery KGHM, zniżkując o 1 proc.
WIG20 stracił ostatecznie 1,99 proc., indeks szerokiego rynku zniżkował o 1,24 proc., a wskaźnik najmniejszych firm wzrósł 0,01 proc. Indeks średnich spółek wzrósł o 0,47 proc. Obroty wyniosły 1047 mln zł.
Giełdy zagraniczne
W poniedziałkowym komentarzu pisałem, że giełdy poruszają się ostatnio skokami, po których następuje mozolne „przyzwyczajanie” się do nowego poziomu indeksów. Jakby inwestorzy z niedowierzaniem patrzą na ostatnie wzrosty, testując, czy naprawdę mają miejsce. Efektem są małe wahania wokół zera. Wczoraj też tak było, trzeci dzień z rzędu po skoku z 23 lipca. Ale wczoraj było też trochę inaczej. S&P500 po wzroście o 0,3 proc. wpełzł na poziom najwyższy w tym roku po trwającej niemal całą sesję walce byków o wydobycie się choćby symbolicznie nad kreskę. Dow Jones przebił się przeze poziom 9 100 punktów.
Nie zrobiło to specjalnego wrażenia na inwestorach w innych częściach świata. W Azji przeważały wzrosty, ale poza Chinami, ta ilościowa przewaga to zasługa głównie mniejszych giełd. Nikkei zniżkował o 0,01 proc., a wskaźnik w Bombaju spadł o 0,55 proc. W Szanghaju znów brak jednomyślności. Indeks spółek dostępnych inwestorom zagranicznym wzrósł o prawie 1,7 proc., a tych zarezerwowanych tylko dla inwestorów chińskich tracił na wartości.
Indeksy na głównych giełdach europejskich zaczęły dzień od niewielkich, sięgających 0,2 proc. wzrostów. Wkrótce skala zwyżki w Paryżu i Frankfurcie powiększyła się do około 0,5 proc. Ale londyński FTSE wylądował na minusie. Już drugi dzień z rzędu zachowuje się dość słabo, po zbliżeniu się do majowego szczytu. Na jego pokonanie Brytyjczycy chyba będą musieli poczekać.
Giełdy naszego regionu wyglądały dość mizernie. Tym „ładniej”, ale za to i nieco podejrzanie prezentował się 1,4 proc. wzrost naszego indeksu największych spółek. W Belgradzie i Sofii wskaźniki zniżkowały o 0,2-0,4 proc., w Budapeszcie, Pradze i Moskwie nieznacznie rosły, ale rano szczyt ich możliwości nie przekraczał 0,5 proc.
Około południa nastroje gwałtownie i chyba trochę nieoczekiwanie się pogorszyły. Jedynie parkiety w Finlandii i Hiszpanii broniły się przed spadkami. Reszta rynków solidarnie leciała w dół. Powód tych spadków? Spadek notowań kontraktów terminowych na amerykańskie indeksy. Pomimo dobrych wyników spółek. Widać inwestorzy zaczęli się czegoś obawiać. Początek sesji w Stanach Zjednoczonych rzeczywiście nie był dobry, ale żadnego dramatu nie było. Pod koniec dnia nieźle radził sobie niemiecki DAX, tracąc około 0,5 proc., najgorzej FTSE, który zniżkował o około 2 proc.
Waluty
W dalszym ciągu dolar traci wobec wspólnej waluty. Ale na tym rynku zrobiło się trochę bardziej dynamicznie. Już trzeci dzień z rzędu mamy do czynienia z podobnym scenariuszem. Do połowy dnia dolar wyraźnie słabnie, pod wieczór odzyskuje siły. Tak było również dziś, z tą różnicą, że przez moment kurs przebił 1,43 dolara za euro.
To oczywiście pomagało złotemu. Dolara przez moment wyceniano nawet na 2,9 zł. Euro można było kupić za 4,15-4,16 zł, a franka już za 2,72 zł. Coraz większe grono fachowców zaczyna mówić o możliwości osłabienia się złotego, ale jeśli to nastąpi, to raczej w kontekście korekty, a nie trwałej zmiany tendencji. Sygnał do tej korekty przyjdzie z giełdy. Amerykańskiej. Widać to było doskonale około południa, gdy atmosfera na rynkach akcji mocno się pogorszyła. Dolar natychmiast nabrał wigoru, a złoty stracił do głównych walut po około 2-3 grosze. Tuż po godzinie 16.00 euro wyceniano już tylko na nieco ponad 1,41 dolara. My za dolara musieliśmy płacić 2,95 zł, za euro 4,18 zł, a za franka prawie 2,75 zł.
Podsumowanie
Trwająca od 13 lipca fala wzrostów, która wyniosła indeks największych spółek o 14 proc. w górę, a jeśli liczyć minimalne i maksymalne poziomy osiągnięte w trakcie sesji, nawet o 21 proc., wyraźnie traci impet. Co ciekawe, o ile jeszcze niedawno nie brakowało pesymistów, mówiących o niemal nieuchronnych spadkach, teraz przeważają opinie wręcz przeciwne. Nikt się żadnego spadku nie boi. I się go nie spodziewa. No właśnie. A Warren Buffett mówił: „spodziewaj się niespodziewanego”. I przez kilkadziesiąt lat nieźle na tym wychodził. Gdy niedawno stracił czujność, kosztowało go to sporo pieniędzy.
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji.
oprac. : Roman Przasnyski / Gold Finance