GPW: notowania WIG20 spadły o 2,15%
2009-09-14 18:45
Sezonowości zmian giełdowych indeksów lekceważyć nie należy. Sceptycy twierdzą, że na ogół nie ma racjonalnych podstaw, by te prawidłowości tłumaczyć.
Przeczytaj także: GPW: notowania WIG20 spadły o 1,67%
Doświadczenie uczy, że powód zawsze się znajdzie. Pierwsze dwa tygodnie września zdawały się przeczyć złej sławie tego miesiąca. Nie było powodów do spadku i indeksy rosły. Dziś przestały. Powody? „Ogólnoświatowy kryzys gospodarczy wciąż trwa” - oznajmia szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego. „Globalny sektor finansowy pozostaje słabowity z powodu recesji” – wtóruje mu członek rady Europejskiego Banku Centralnego dodając: „Jesteśmy w środku recesji”. Analitycy agencji Moody’s oceniają, że brytyjskie banki nie są jeszcze nawet w połowie drogi, jeśli chodzi o straty związane z kryzysem. Komisja Europejska szacuje, że PKB strefy euro może wzrosnąć o 0,2 proc. w trzecim kwartale i 0,1 proc. w czwartym kwartale tego roku. Joseph Stiglitz, laureat nagrody Nobla ocenia, że Stanom Zjednoczonym nie udało się rozwiązać problemów systemu bankowego. Wrzesień, plecień?Polska GPW
Tydzień zaczął się w Warszawie fatalnie. Indeks największych spółek tracił na otwarciu 1,4 proc., WIG zniżkował o 1,1 proc., tylko nieznacznie lepiej radziły sobie wskaźniki małych i średnich firm. Jedynie papiery Telekomunikacji Polskiej rozpoczęły na plusie. Posiadaczom akcji nie pomagał ani słabnący złoty, ani taniejące surowce, w szczególności ropa naftowa i miedź. Sporo traciły więc KGHM, PKN i Lotos, ale swoje dokładały też banki, spośród których wyróżniał się negatywnie BZ WBK. Jego papiery traciły ponad 4 proc. W końcówce sesji niewielkiej przecenie uległy też walory Telekomunikacji Polskiej. Po końcowym fixingu udało im się zakończyć dzień na zero, ale rynkowi i tak niewiele to pomogło. Indeks największych spółek ostatecznie stracił 2,15 proc., WIG zniżkował o 2,09 proc., wskaźnik średnich firm zniżkował o 2,26 proc., a sWIG80 o 2,18 proc. Obroty na szczęście nie były wysokie i wyniosły zaledwie nieco ponad miliard złotych. Były więc najniższe od półtora miesiąca.
Giełdy zagraniczne
Wall Street w piątek zrobiła sobie przerwę w biciu rekordów. Indeksy minimalnie zniżkowały, z czego trudno na razie wyciągać jakiekolwiek wnioski. Można spodziewać się przystanku, można również obawiać się głębszej korekty. Być może rozstrzygnięcie tych wątpliwości nadejdzie już w tym tygodniu. Póki co 1050 punktów w przypadku S&P500 okazało się barierą zbyt poważną, by pokonać ją z marszu. 50 punktów wyżej znajduje się początek potężnej czarnej świecy z początku października ubiegłego roku, która zabrała indeksowi 200 punktów w ciągu tygodnia. Jak bardzo odmienił się rynek, może świadczyć fakt, że teraz w ciągu tygodnia S&P500 zmienia się o 20 punktów a w ciągu całej fali zwyżkowej, trwającej od początku marca do dziś (czyli ponad pół roku) indeks zarobił raptem niecałe 300 punktów.
W Azji nastroje dziś były kiepskie. Na niemal wszystkich parkietach dominowały spadki. Liderem był japoński Nikkei, który stracił aż 2,3 proc. - i to mimo nieco lepszych niż się spodziewano danych o wzroście produkcji przemysłowej w lipcu. Pozostałe giełdy zniżkowały o 1 - 1,7 proc. Jedynie chińska zanotowała wzrost. Shanghai B-Share zyskał 0,4 proc., a Shanghai Composite 1,2 proc.
Na giełdach europejskich początek tygodnia niezbyt miły dla byków. Londyński FTSE oraz niemiecki DAX zniżkowały na otwarciu o 0,5 proc., a paryski CAC40 tracił ponad 1 proc. W ciągu dnia skala spadków nieco się zwiększyła, sięgając około 1 proc. Parkiety naszego regionu nie odstawały od średniej, poza moskiewskim RTS, rosnącym około godziny 15.00 o 0,2 proc i WIG20, spadającym o 2,5 proc. Jak na niewielkie spadki za oceanem, reakcję azjatyckich i europejskich inwestorów trudno uznać jako umiarkowaną. Znów pojawiły się obawy i ostrzeżenia przed głębszą korektą.
Waluty
Ostatni dzień poprzedniego tygodnia na światowym rynku walutowym przebiegał pod znakiem wahań w dość szerokim przedziale 1,455 - 1,463 dolara za euro. Ostatnia część notowań przyniosła niewielkie umocnienie amerykańskiej waluty, co niewątpliwie miało związek z pogorszeniem się sytuacji na Wall Street. Tej tendencji towarzyszył mały dramat na rynku surowców. Notowania ropy naftowej zniżkowały o 3 - 4 proc., kontrakty na miedź traciły 1,6 proc., jedynie złoto znów wróciło powyżej 1000 dolarów za uncję, w ciągu dnia sięgając nawet 1011 dolarów za uncję.
Złoty przeżywał w piątek niezłą huśtawkę. Przedpołudniowa przecena o 4 grosze wobec dolara została niemal w całości odrobiona około godziny 17.00 a końcówka handlu przyniosła znów stratę w wysokości około 2 groszy. Identyczny scenariusz przerabialiśmy w przypadku euro i franka.
Dziś przez większą część dnia na światowym rynku walutowym było dość spokojnie, obie główne waluty trzymały się poziomu 1,45 dolara za euro. Za to złoty przeżywał trudne chwile. Od rana zdecydowanie tracił na wartości, tuż po godzinie 11.00 za dolara trzeba było płacić prawie 2,92 zł, o 7 groszy drożej, niż w piątkowy wieczór. W ciągu kilku następnych godzin udało się jednak odrobić większość strat i o godzinie 15.30 zielonego można było kupić za 2,88 zł. Podobne ruchy obserwowaliśmy w przypadku euro, które kosztowało momentami ponad 4,24 zł, by zejść w okolice 4,2 zł pod koniec dnia i franka, który po nieznacznym przekroczeniu poziomu 2,8 zł staniał do 2,77 zł. Na te wahania wpływ miały czynniki lokalne, gdyż nie towarzyszył im żaden ruch na światowym rynku walutowym. Ruch zaczął się tuż przed rozpoczęciem sesji na Wall Street i miał dość nietypowy charakter. Gdy wiadomo już było, że indeksy za oceanem pójdą w dół, amerykańska waluta gwałtownie osłabła, przekraczając w kilkanaście minut poziom 1,46 dolara za euro. To pozwoliło złotemu urwać jeszcze po około 2 grosze w stosunku do głównych walut.
Podsumowanie
Siła złego na jednego. A raczej słabość złotego, ropy, miedzi, Azji, Europy, w końcu Wall Street. Jakby widocznej w ostatnich dniach słabości naszego rynku było mało. Nastroje zmieniają się szybko. Mówienie o korekcie nie sprzyjało pojawieniu się jej i paradoksalnie wspierało wzrosty na giełdach. Wzrosty te jednak okazały się blefem, założonym przez niedźwiedzie na bycze rogi i kopyta. Skoro byli chętni do kupna akcji po wyższych cenach, to czemu nie? Korekta to nie jest jednostajny ruch cen w dół. To skomplikowana gra strachu, chciwości i wyrachowania.
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji.
Przeczytaj także:
GPW: notowania WIG20 wzrosły o 0,4%
oprac. : Roman Przasnyski / Gold Finance