GPW: notowania WIG20 wzrosły o 0,6%
2010-06-02 17:48
Obserwowane od kilku dni odbicie indeksów po spadkowej fali wciąż nie może nabrać rozpędu. Nie świadczy to najlepiej o sile rynku.
Przeczytaj także: GPW: notowania WIG20 spadły o 1,78%
Szczególnie słabo wygląda pod tym względem Wall Street, gdzie wysiłki byków są szybko niweczone przez podaż. Powodów do poważniejszej i bardziej trwałej poprawy koniunktury na giełdach trudno zresztą się dopatrzeć. Można więc liczyć jedynie na zmianę nastrojów inwestorów.Polska GPW
Inwestorzy na warszawskim parkiecie zaczęli w środę handel dość odważnie, biorąc pod uwagę mocno spadkowe zakończenie wtorkowej sesji za oceanem i spore zniżki na głównych parkietach europejskich. Indeks największych spółek tracił na otwarciu nieco ponad 0,1 proc., a WIG niecałe 0,1 proc. Skala spadków w pierwszych dwóch godzinach notowań nieco się zwiększyła. Widać było wyraźnie, że podaż nie jest zbyt agresywna, a posiadacze akcji nie przejmowali się zbytnio pogarszającą się sytuacją na giełdach we Frankfurcie czy Paryżu. W tej fazie sesji zachowywały się akcje KGHM oraz banków, tracące po około 1 proc. Nieco większa przecena dotknęła walorów BRE, które w najgorszym momencie zniżkowały o 2 proc., oraz PKO, które spadały o niemal 1,8 proc. Na drugim biegunie znalazły się papiery PGE, które zyskiwały początkowo 1-1,5 proc. Jeszcze przed południem byki podjęły śmiałą próbę podniesienia rynku. W tym czasie skala zwyżki papierów PGE sięgnęła 3 proc. Przez moment o 3,8 proc. rosła cena akcji Lotosu. WIG20 zdołał dotrzeć jedynie do 2400 punktów, jednak z pokonaniem tego poziomu miał już pewne kłopoty. Ostatecznie zyskał 0,6 proc., WIG wzrósł o 0,4 proc., wskaźnik średnich spółek stracił 0,3 proc., a sWIG80 zniżkował symbolicznie o niecałe 0,1 proc. Obroty wyniosły 1,3 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Byki na Wall Street wciąż nie są w stanie wykreować poważniejszego odbicia po spadkowej serii. Indeksy w dalszym ciągu przebywają w niebezpiecznej odległości od lutowych dołków. Im dłużej będziemy mieć do czynienia z biernością czy wręcz z bezradnością strony popytowej, tym ryzyko ponownego ich testowania będzie się zwiększać. Nadal mamy do czynienia z dość nietypową sytuacją, gdy nastroje amerykańskich inwestorów pozostają pod wpływem wydarzeń nie w Stanach Zjednoczonych, lecz w innych częściach świata, głownie w Europie. Widać to było także w przebiegu wtorkowych notowań. Dobre dane dotyczące amerykańskiej gospodarki okazały się niewystarczającym bodźcem do wzrostów. Końcówka sesji była fatalna. S&P500 stracił w efekcie 1,7 proc. Choć w ciągu dnia zbliżył się do poziomu 1100 punktów, po zakończeniu handlu wylądował 25 punktów poniżej sesyjnego szczytu.
W Azji sytuacja nadal jest niezbyt optymistyczna. Co prawda dziś Shanghai B-Share zwiększył swoją wartość o prawie 1 proc., ale to tylko odbicie po wtorkowym spadku, niewiele poprawiającym sytuację na rynku. Shanghai Composite zwyżkował jedynie o 0,1 proc. Nikkei stracił 1,1 proc. w reakcji na dymisję premiera japońskiego rządu. Na Tajwanie spadek sięgnął niemal 1,3 proc., a w Hong Kongu wskaźnik zniżkował o 0,1 proc.
Europejskie parkiety zaczęły dzień od sporych spadków. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie traciły po około 1 proc., a FTSE zniżkował na otwarciu o 0,7 proc. Skala spadków szybko się jednak powiększała, najpierw w Paryżu - do ponad 1,5 proc., później we Frankfurcie, gdzie DAX tracił po dwóch godzinach handlu 1,7 proc., schodząc poniżej poziomu 5900 punktów.
Na giełdach naszego regionu skala spadków była znacznie mniejsza. Wskaźniki w Budapeszcie i Sofii zniżkowały po 0,3-0,5 proc., moskiewski RTS starał się utrzymać nad kreską ze zmiennym szczęściem. Ponad 2 proc. tracił indeks giełdy w Madrycie. W ciągu ostatnich kilku tygodni jego wartość stopniała o ponad 20 proc. Tuż po godzinie 16.00 indeks w Paryżu tracił niemal 1 proc., DAX zniżkował o 0,7 proc., a FTSE spadał o 0,2 proc.
Waluty
W rozgrywce między euro a dolarem obserwujemy wciąż bardzo interesujące wydarzenia. Ich dynamika w trakcie wtorkowego handlu była imponująca. Po osiągnięciu w południe kolejnego minimum na poziomie 1,2111 dolara, w dalszej części dnia nastąpiło potężne, sięgające prawie 2,5 centa odbicie, zredukowane na koniec do 1,22 dolara, czyli o niemal połowę. Dziś przed południem spadkowa tendencja była kontynuowana, choć ze znacznie mniejszą dynamiką. Wahania te, choć mają spory zasięg, niewiele wyjaśniają. Ich „podłoże” wydaje się mieć charakter bardziej „spekulacyjny” niż fundamentalny.
Nasz rynek kopiuje to, co dzieje się na świecie. We wtorek do południa dolar zdrożał o około 9 groszy, docierając do poziomu 3,4 zł, po czym staniał o 9 groszy. Dziś rano wahania były znacznie mniejsze. Mieściły się w przedziale 3,337-3,375 zł. Euro można było kupić po około 4,1 zł, a odchylenia od tego poziomu nie przekraczały 1,5 grosza. Franka wyceniano na 2,89-2,91 zł.
Podsumowanie
Nasz indeks największych spółek zachowywał się dziś wyjątkowo odważnie na tle innych wskaźników europejskich giełd. Najpierw spadał niewiele i niechętnie, opierając się złym nastrojom płynącym z Frankfurtu i Paryża, później skwapliwie wykorzystując oznaki poprawy na tych parkietach. Warto jednak zauważyć, że w tych odważnych posunięciach WIG20 miał wiernego „towarzysza”, zachowującego się jeszcze bardziej dynamicznie. Węgierski BUX tracił na otwarciu 0,13 proc., czyli tyle samo, co nasz wskaźnik. W górę ruszył bardziej zdecydowanie około godziny 11.00, niemal równocześnie z naszym indeksem. Jedyna różnica była taka, że dotarł on 1,8 proc. powyżej wtorkowego zamknięcia, podczas gdy WIG20 zdołał wznieść się ponad ten poziom jedynie o 0,4 proc., gdzie byki przestraszyły się poziomu 2400 punktów. Tak wierne podobieństwo scenariuszy „granych” w Warszawie i Budapeszcie, a także częściowo w Moskwie wyraźnie „pachnie” kapitałem zagranicznym.
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji.
Przeczytaj także:
GPW: notowania WIG20 wzrosły o 0,4%
oprac. : Roman Przasnyski / Gold Finance