Rynek pracy USA - dane rozczarowały
2010-06-07 13:24
Przeczytaj także: Rynki finansowe - niezwykła zmienność
Ta druga sprawa jest łatwiejsza do interpretacji. Przed publikacją raportu nadzieje były dmuchane do niebotycznych rozmiarów. Analitycy podawali prognozy twierdząc, że przybędzie od 220 do 750 tysięcy nowych miejsc pracy. W zależności od źródła średnia prognoz wynosiła od 420 do 540 tysięcy. Przypominam, że Goldman Sachs w czwartek prognozował 600 tysięcy.Gracze uwierzyli w te wysokie prognozy i stąd tak dobre zachowanie w środę i w czwartek. W piątek się rozczarowali. Na pierwszy rzut oka dane są znakomite. Po 290 tysiącach w kwietniu, w maju przybyło aż 431 tysięcy nowych miejsc pracy. Stopa bezrobocia spadła do 9,7 proc. Tyle tylko, że aż 411 tysięcy z tych nowych miejsc to zatrudnienie tymczasowe przy narodowym spisie powszechnym. Maj był szczytem tego zatrudnienia, a spis kończy się w czerwcu. Nic dziwnego, że gracze byli głęboko rozczarowani.
„Sprawa węgierska” jest bardziej skomplikowana. Już rano w piątek ostrzegałem, że trzeba patrzeć na Węgry, bo tam tyka bomba. W piątek wybuchła. Od 24 godzin politycy węgierscy wysyłali sygnały mające pokazać, że sytuacja węgierskiej gospodarki jest bardzo zła. W piątek było apogeum tych wypowiedzi. Już w czwartek szef kancelarii premiera, ekonomista Janos Varga nie wykluczył, że Węgry pójdą śladem Grecji. W piątek rzecznik prasowy premiera stwierdził, że gospodarka Węgier jest w fatalnym stanie, dane makro podawane przez poprzedni rząd były fałszywe, a niewypłacalność możliwa.
Być może rzeczywiście tak jest. Jednak trzeba wyraźnie stwierdzić, że węgierscy rządzący niezbyt znają mechanizmy rządzące rynkami. Mówienie o bankructwie gospodarki tuż po przejęciu władzy i po doświadczeniach greckich to dopraszanie się kłopotów na własne życzenie. Niepojęty brak rozsądku. Być może jest to po prostu próba sięgnięcia do unijnej kieszeni przed innymi chętnymi, ale giełdowe rekiny mogą być szybsze od tej pomocy.
Na rynku akcji w USA zawiedzione nadzieje na doskonałe dane z rynku pracy i kolejne umocnienie dolara (szybko zmniejsza się konkurencyjność amerykańskiej gospodarki) wraz z przeceną surowców doprowadziły do kolejnej, gwałtownej zmiany nastrojów. Na 1,5 godziny przed końcem sesji indeksy spadały po około trzy procent. Nie było nawet próby obrony – zakończyliśmy dzień spadkami po około 3,5 procent i znowu jesteśmy w miejscu, w którym byliśmy dwa tygodnie temu. Jeszcze jeden spadek i idea odbicia w trendzie spadkowym zniknie.
GPW zachowywała się w środę bardzo spokojnie. Widać było wyraźnie, że rynek chce poczekać licząc na odbicie w USA i na poprawę sytuacji w czwartek oraz na dobre dane z amerykańskiego rynku pracy w piątek. W piątek wydawało się, że nasz rynek nie ma specjalnie wyboru. Po bardzo dużych wzrostach w USA w środę i potwierdzenie tej zwyżki w czwartek nastoje powinny być niezwykle optymistyczne. Były jednak (o czym pisałem) dwa zagrożenia. Pierwsze to sprawa Węgier, a drugie to czas publikowania danych w USA. Wiadomo było, że słabe dane optymizm załamią, a neutralne postawią znak zapytania: możliwa jest w USA realizacja zysków. Okazało się, że zrealizowały się oba zagrożenia. Węgrzy wystraszyli, a słabe dane dobiły.
W tej sytuacji spadek indeksu WIG20 o dwa procent można określić jako bardzo umiarkowany. Sytuacja techniczna rynku akcji jest bardzo dwuznaczna. Mamy sygnały kupna na oscylatorach i wybicie z kanału trendu spadkowego, ale jeszcze jeden spadek i te sygnały znikną i rynek wróci do trendu spadowego. Najważniejsze jest wsparcie na poziomie 2.260 pkt. Jeśli pęknie to rynek ma szansę zatrzymać się na 2.170 pkt. ale najbardziej prawdopodobny byłby spadek do drugiego zniesienia Fibonacciego (1.950 pkt.).
Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji.
oprac. : Piotr Kuczyński / Xelion