Fundusze ETF atrakcyjne dla inwestorów
2011-01-04 12:42
Przeczytaj także: Fundusze ETF nie dla początkujących
Na razie mamy jedynie ETF-a na WIG20. Tyle tylko, że w indeks naszych największych spółek możemy zainwestować i bez niego na kilka sposobów. Po dwudziestu latach działania warszawskiego parkietu wciąż nieosiągalna jest natomiast inwestycja w WIG, najstarszy i obejmujący największą liczbą spółek indeks giełdowy. Równie trudno jest zainwestować we wskaźniki największych giełd europejskich, amerykańskich, nie mówiąc już o tych bardziej egzotycznych oraz rynkach większości surowców. Wciąż jesteśmy skazani na drogie i niezbyt wygodne tradycyjne fundusze inwestycyjne.Z utęsknieniem czekamy więc na ETF-y i z zazdrością patrzymy na ich mnogość na innych rynkach. Trudno liczyć, że w krótkim czasie pojawią się masowo tego typu produkty tworzone specjalnie na potrzeby polskich inwestorów. Można jednak mieć nadzieję, że biura maklerskie i instytucje finansowe wkrótce umożliwią nam dostęp do tych, które już funkcjonują na innych giełdach. Pierwsze jaskółki już możemy dostrzec.
Historia ETF-ów na światowych i europejskich rynkach nie jest długa i liczy sobie około 10 lat. Jednak tempo, w jakim zdobywają pozycję i popularność jest imponujące. W Europie w listopadzie 2010 roku działało 4200 funduszy tego typu. W grudniu 2009 roku było ich około 2800. W ciągu roku ich liczba wzrosła więc o 50 proc. Pod względem liczby notowanych ETF-ów przoduje giełda londyńska, na której jest ich 1261. Na niemieckich giełdach we Frankfurcie i Stuttgarcie łącznie notowanych jest 1695 ETF-ów.
O popularności ETF-ów wśród inwestorów świadczy jednak przede wszystkim nie liczba funduszy, lecz wartość obrotów. W ciągu 11 miesięcy 2010 roku wyniosły one w Europie prawie 360 mld euro. Prawie połowa przypadła na Niemcy.
Z tych danych wynika, że ETF-y to instrument bardzo atrakcyjny dla inwestorów, charakteryzujący się dużą dynamiką wzrostu rynku. Warto więc zastanowić się z czego ta szybko, lawinowo wręcz rosnąca popularność wynika. Po pierwsze, zwraca uwagę jego podobieństwo do tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. Nic w tym dziwnego, bo przecież ETF to rodzaj funduszu. Od tych tradycyjnych różni się przede wszystkim czterema cechami. Po pierwsze, jest zarządzany pasywnie, czyli wiernie odzwierciedla zmiany cen jakiejś grupy aktywów. Z tego wynika druga cecha, czyli niższe niż w tradycyjnych funduszach koszty związane z inwestowaniem. Nie ma tu opłat dystrybucyjnych, a opłaty za zarządzanie są zdecydowanie mniejsze, sięgają zaledwie kilka dziesiątych procent, podczas gdy w funduszach zarządzanych aktywnie może ona być kilkukrotnie wyższa. Po trzecie, portfel każdego ETF-a jest bardzo precyzyjnie określony. Jeśli mamy do czynienia z ETF-em na określony indeks giełdowy, to w jego portfelu znajdują się wyłącznie aktywa wchodzące w skład tego indeksu lub instrumenty wiernie odzwierciedlające zmiany tego indeksu. Fundusze akcji czy obligacji mogą zaś w swych portfelach mieć taki zestaw papierów, którego wartość może zmieniać się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Po czwarte wreszcie, inwestycja w ETF charakteryzuje się bardzo wysoką płynnością. Ich jednostki są notowane na giełdach i można je sprzedawać i kupować w dowolnym momencie każdego dnia po bieżącej cenie rynkowej. Procedura zakupu i umarzania jednostek otwartych funduszy inwestycyjnych jest znacznie dłuższa i bardziej skomplikowana, nie daje też możliwości natychmiastowego reagowania na zmiany sytuacji rynkowej.
Przede wszystkim jednak podstawą atrakcyjności ETF-ów jest to, że dają każdemu, nawet najmniejszemu inwestorowi, możliwość uczestniczenia w zmianach notowań na rynkach niedostępnych lub trudno dostępnych w sposób bezpośredni oraz znacznie tańszy niż za pośrednictwem tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. W przypadku korzystania z ETF-ów nie ma barier geograficznych, ograniczeń wynikających z wysokiej minimalnej wielkości inwestycji na wielu rynkach, na przykład surowcowych czy walutowych, wysokiej minimalnej kwoty, niezbędnej do samodzielnego odtworzenia przez inwestora danego indeksu.
oprac. : Roman Przasnyski / Open Finance