Zagraniczni inwestorzy a polskie akcje i obligacje
2011-01-24 13:52
Saldo zagranicznych inwestycji w polskie akcje i obligacje (w mln zł) © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Polskie akcje nie są zbyt drogie
Od lutego 2009 roku aż do września 2010 r. zagraniczni inwestorzy portfelowi bardzo chętnie kupowali polskie papiery skarbowe. Wyliczane przez Narodowy Bank Polski saldo kupna i sprzedaży przez nich obligacji każdego miesiąca było dodatnie, czyli przeważali kupujący. Rekordowe zainteresowanie naszymi papierami w 2009 r. zanotowano w lipcu, a w 2010 r. w styczniu, lipcu i sierpniu. W pierwszym miesiącu ubiegłego roku dodatnie saldo wyniosło prawie 18 mld zł i było najwyższe w historii. W dwóch letnich miesiącach przekraczało ono 10 mld zł. A trzeba pamiętać, że wówczas bardzo gorąco było nie tylko wokół Grecji, ale i znacznie bliższych nam Węgier. W czerwcu 2010 r. grecki premier zapewniał, że jego kraj nie zbankrutuje i nie zamierza opuszczać strefy euro. I w czerwcu oliwy do ognia dolali nasi bratankowie. Wysocy rangą politycy oznajmili wówczas, że Węgry mogą nie być w stanie spłacić swoich długów. Europejskie rynki finansowe znalazły się więc w oku cyklonu, którego źródłem był zdecydowany nadmiar obaw z jednej strony i skrajny brak zaufania z drugiej. Zwykle inwestorzy zagraniczni wrzucają wszystkie kraje naszego regionu do jednego worka, jak mówią jedni, lub portfela, co brzmi bardziej elegancko, ale znaczy to samo. Tym razem było inaczej.Jednak nie oznacza to wcale, że sielanka będzie trwać wiecznie. W połowie stycznia 2011 r. ekonomista Banku Światowego Kaspar Richter wypowiadał się w podobnym tonie mówiąc, że dla utrzymania bądź przekroczenia 55 proc. progu zadłużenia Polski w stosunku do PKB kluczowe znaczenie będzie mieć zaufanie inwestorów. Jeśli pokażemy, że potrafimy zapanować nad finansami publicznymi, oprocentowanie naszych papierów dłużnych pozostanie na poziomie nie powodującym znacznego zwiększenia kosztów obsługi zadłużenia. Do tego zaś potrzebne są jego zdaniem przekonujące posunięcia rządu już w najbliższym czasie.
W ostatnich miesiącach 2010 r. w naszej statystyce coś zaczęło zgrzytać. W październiku, po raz pierwszy od dwudziestu miesięcy, pojawiło się ujemne saldo zakupu i sprzedaży polskich papierów dłużnych. W listopadzie co prawda siły podaży i popytu zdołały się wyrównać, jednak przewaga kupujących nad sprzedającymi wyniosła zaledwie 81 mln zł. Grudniowe dane jeszcze nie zostały opublikowane. Jeśli okażą się równie słabe, będzie to oznaczało, że dla naszego rynku zagranicznym inwestorom zapaliło się żółte światło. Nie dostrzegli go na razie inwestorzy azjatyccy. Nic dziwnego, bowiem do niedawna byli u nas niemal nieobecni. Tymczasem na styczniowym przetargu obligacji skarbowych ich zakupy sięgnęły 10 proc. puli papierów wystawionych do sprzedaży. Natychmiast pojawiły się spekulacje, że pojawił się zwiększając swoją aktywność w Europie Ludowy Bank Chin. Gdyby rzeczywiście tak było, to zainteresowanie Chin polskimi obligacjami pojawiło się chyba w najlepszym momencie, szczególnie biorąc pod uwagę plany rządu drastycznego ograniczenia wysokości składek przekazywanych funduszom emerytalnym, które były poważnym nabywcą obligacji. Ich udział w finansowaniu pożyczkowych potrzeb budżetu sięgał od 20 do 25 proc.
oprac. : Roman Przasnyski / Open Finance