Amerykańska giełda patrzy na rynek pracy
2012-02-21 09:33
S&P500 i proporcja liczby wniosków o zasiłek do zmiany liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Praca tymczasowa - wynagrodzenia wg branż
Z takim załamaniem na rynku pracy, jakie obserwowano w czasie ostatniego kryzysu finansowego, Ameryka dawno nie miała do czynienia. Od 2007 do 2009 ubyło około 7 mln miejsc pracy. Odbudowywanie tych strat idzie opornie. W latach 2010 i 2011 co roku przybywało około miliona etatów. Po załamaniu na rynku finansowym, kryzys przełożył się na realną gospodarkę, powodując recesję. Oznaki wychodzenia z niej zaczęły pojawiać się pod koniec ubiegłego roku. Od tego czasu można mówić o wzroście opartym w większym stopniu na naturalnych siłach gospodarki. Wcześniejsza poprawa to efekt programów stymulacyjnych oraz luzowania polityki pieniężnej.Mechanizm ten dobrze ilustruje obserwacja dwóch parametrów: liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych i przyrostu miejsc pracy w sektorze pozarolniczym. Liczba wniosków rosła już od czerwca 2007 r., a od marca 2008 r. wzrost był lawinowy. Swój szczyt osiągnął w marcu 2009 r., gdy czterotygodniowa średnia wyniosła 640 tys. Wzrost liczby miejsc pracy zaczął przyspieszać dopiero rok później, w marcu 2010 r. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia w trakcie poprzedniego kryzysu z lat 2000-2002. Można więc mówić o prawidłowości, zgodnie z którą przedsiębiorcy wcześnie zaczynają przewidywać pogorszenie koniunktury, redukując liczbę personelu, a na poprawę reagują z opóźnieniem, zwiększając zatrudnienie. W kryzysowych czasach hamująco na wzrost liczby bezrobotnych oddziałuje zwykle państwo, poprzez stosowanie regulacji zachęcających do utrzymania zatrudnienia i różnego rodzaju programów stymulacyjnych. Zazwyczaj nie są one wystarczające, by zachęcić do tworzenia nowych miejsc pracy, stąd też tu poprawa następuje z opóźnieniem.
Sytuacja na rynku pracy jest jednym z pilniej śledzonych przez inwestorów obszarów aktywności gospodarczej. Widać to po każdorazowej niemal reakcji na publikację danych zarówno dotyczących wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, jak i liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym. Bardziej użyteczne niż krótkoterminowe reakcje na zmieniające się często dane jest obserwowanie trwałych tendencji. Okazuje się, że osiągnięcie przez czterotygodniową średnią liczbę wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wartości najniższej w danym cyklu poprzedza o 4-5 miesięcy osiągnięcie szczytu przez indeks S&P500. Stało się tak wiosną 2000 r. i 2007 r. Lokalny dołek liczby wniosków z 1-2 miesięcznym wyprzedzeniem sygnalizuje też lokalny szczyt indeksu, po którym następuje spadkowa korekta na giełdzie. Z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia w pierwszych miesiącach 2006 r. i wiosną 2011 r. Trwający od kwietnia 2009 r. spadek liczby wniosków przebył już imponującą drogę ze wspomnianych 640 do 366 tys., co oznacza spadek o 43 proc. w ciągu trzech lat. W poprzednim cyklu, od 2001 do 2006 r., w ciągu nieco ponad 4 lat spadek wyniósł 40 proc. Można mieć obawy, czy dotychczasowe tempo poprawy uda się utrzymać, nie mówiąc o powrocie do stanu z okresu boomu gospodarczego, gdy liczba wniosków sięgała około 300 tys.(w najlepszym momencie wyniosła 288 tys.). Wysokie tempo spadku udałoby się podtrzymać jedynie w przypadku uruchomienia przez Fed kolejnej rundy ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Na „naturalną” poprawę koniunktury nie ma co liczyć, w kontekście recesji w Europie i niekończącego się kryzysu zadłużenia. Można raczej wypatrywać sygnałów pogorszenia sytuacji, czyli lokalnego dołka liczby wniosków o zasiłek, który stałby się zwiastunem poważniejszej korekty.
oprac. : Roman Przasnyski / Open Finance
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)