Premier umocnił złotego
2005-03-04 00:01
© fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Złoty w ślad za Belką
Większość uczestników rynku oczekuje, że najpóźniej za kilka miesięcy nastąpi odwrócenie trendu i przed wyborami złoty osłabnie, a po wyborach znowu się umocni. Problem w tym, że rynek zazwyczaj robi zupełnie coś innego niż oczekuje większość. Faktem jest, że osłabienie złotego przed wyborami może nastąpić, ale czy nastąpi poprawa po wyborach, tego nie można być pewnym. Nie wiemy bowiem, co się jeszcze wydarzy przed wyborami i jak tuż przed nimi będzie wyglądało poparcie dla poszczególnych partii.Nie można liczyć na to, że powstała niedawno Partia Demokratyczna będzie jedynym nowym ugrupowaniem. Liczenie na to, że ta partia odbierze elektorat SLD może być jedynie „chciejstwem”. Co prawda SLD nigdy nie była naprawdę lewicowa, ale teraz będzie uprawiała lewicową retorykę przedwyborczą. Elektorat, który może się zainteresować nowym, centroliberalnym (a nie centrolewicowym) ugrupowaniem przejdzie przede wszystkim z Platformy Obywatelskiej, która przed wyborami ściga się z populistami, co nie wszystkim zwolennikom tego ugrupowania odpowiada. Widać po ostatnich sondażach jak wpłynęło to na poparcie dla poszczególnych partii. Zgodnie z przewidywaniami traci PO (w dwóch kolejnych sondażach po 5 proc.) na rzecz UW (9 proc.), która występowała w zastępstwie nowej partii. Niezwykle mocno rośnie jednak poparcie dla PiS, która już zagraża PO. Wątpliwe, żeby premier z PiS spodobał się rynkom finansowym. Istnieje również poważne zagrożenie, że PO w wyborach dostanie poniżej 20 proc. poparcia, a nowe ugrupowanie poniżej 5 proc. Wynikiem byłoby przejęcie Sejmu przez ugrupowania bardzo populistyczne.
Dzięki Markowi Belce wybory odbędą się w czerwcu. Ten rząd, bez względu na to, co postanowi 5 maja Sejm, bo jeśli się nie rozwiąże to premier poda się do dymisji, będzie rządził do wyborów, które odbędą się w czerwcu. Jest więc kilka miesięcy spokoju i przez miesiąc – dwa gracze mogą nadal kontynuować trend na wzmocnienie złotego. Potem powinno nadejść osłabienie. Oczywiście o ile sondaże nie pokażą, że istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo powstania liberalnego rządu, ponieważ wtedy złoty nadal bardzo szybko by się umacniał. Jeśli zaś chodzi o scenariusz po wyborach to rząd proreformatorski i liberalny rzeczywiście złotego wzmocni, ale rząd koalicji populistycznej doprowadzi do ucieczki najbardziej gorącego kapitału i złotówkę osłabi. Sytuacja polityczna będzie miała olbrzymi wpływ na ruchy walut.
Złoty poczuł jedność Europy
Pierwsze fixingowe kursy NBP w 2004 r. wyniosły 4,7089 zł dla euro i 3,7327 zł dla dolara. Do końca lutego trwała wyprzedaż złotego, wywołana przede wszystkim niepokojami politycznymi. Euro osiągnęło roczny szczyt na poziomie ok. 4,90, cena dolara wzrosła zaś w tym czasie do 3,95 zł. Rząd lewicy, od którego inwestorzy żądali przynajmniej stabilności, nie sprostał tym niewygórowanym oczekiwaniom. Rozpad SLD i powstanie SdPl zaskoczyło rynek. Trudno porównać tę sytuację do późniejszych niepokojów na scenie politycznej, kiedy inwestorzy byli już uodpornieni na takie sygnały, wiedząc że w polskich warunkach wcześniejsze wybory parlamentarne nie są na rękę nie tylko koalicji rządzącej.
Odkładanie kolejnych reform z planu Hausnera nie wróżyło dobrze. Nic więc dziwnego, że na rynku obligacji mieliśmy w tym czasie do czynienia ze znacznymi wahaniami, bez jednoznacznego kierunku. Perspektywa członkostwa w Unii Europejskiej mogła zachęcać do zakupów, zaś z drugiej strony odstraszał brak reform i kolejne afery na płaszczyźnie polityczno-gospodarczej. Bardzo słaby złoty i ożywienie popytu na rynku krajowym, ze względu na przewidywania wzrostu cen po akcesji, poprawiły jednak stan krajowej gospodarki. Większy popyt (i podwyżki związane członkostwem w UE) oznaczał jednak wzrost inflacji (z 1,6 proc. w lutym do 4,6 proc. w czerwcu), co wkrótce miało odbić się czkawką.
Kiedy zostaliśmy członkiem Unii Europejskiej euro warte było 4,80 zł, a dolar 4 zł. Od tego czasu złoty praktycznie nieprzerwanie się wzmacniał. Inwestorzy zagraniczni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przeszacowali ryzyko związane z inwestycjami w Polsce. Staliśmy się już nie rynkiem emerging markets, ale jeszcze nierozwiniętym krajem Europy Zachodniej. Aprecjacji złotego od połowy 2004 r. dodatkowo jednoznacznie sprzyjało osłabienie dolara i niski koszt kapitału w USA. Gorący kapitał zza Atlantyku szukał miejsc do zyskownego ulokowania pieniędzy. I znalazł, m.in. w Polsce. Polskie obligacje od lata weszły w silny trend wzrostowy, po nerwowych ruchach RPP (trzy podwyżki o łącznie 125 pkt), inflacja i oczekiwania inflacyjne spadały, napędzając hossę na rynku długu. Poprawa parametrów makroekonomicznych przybliżyła nas do strefy euro, na co rynek reagował zawężeniem spreadu między polskimi obligacjami i papierami strefy euro.
W ostatnich miesiącach ubiegłego roku i na początku 2005 r. za umocnienie złotego coraz bardziej odpowiedzialny był napływ kapitału zagranicznego na warszawską giełdę. Megaoferta PKO BP przyciągnęła duży zachodni kapitał, który przekonał się, że na polskich akcjach też można zarobić. Nic więc dziwnego, że na początku marca 2005 r. dolar notowany jest przy 8-letnim minimum na 2,94, a euro kosztuje jedynie 3,88 zł i jest najtańsze od czerwca 2002 r.
oprac. : A. Łaganowski, M. Węgrzanowski / WGI Dom Maklerski