Inwestorzy czekają na dane z rynku pracy
2005-05-06 10:21
Przeczytaj także: Złoty nie zaznał spokoju
Można powiedzieć, że rynki zlekceważyły dane makro. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych w USA wzrosła nieco mocniej niż prognozowano, więc trudno było oczekiwać wyraźnego wpływu na rynki. Dane o wydajność pracy w I kw. były nieco zaskakujące. Oczekiwano spadku wydajności pracy, a tymczasem wzrosła z 2,1 na 2,6 proc. Te dane powinny były dodatkowo oddalić niepokój o rosnącą presję inflacyjną, ale tak się nie stało. Koszt siły roboczej wzrósł o 2,5 proc. w stosunku do zeszłego roku i był to wzrost największy od 4 lat. I to potraktowanoo jako rosnące zagrożenie inflacją. Jednocześnie jednak wzrost wydajności sygnalizuje, że ze zwolnieniem tempa rozwoju gospodarki zmniejszyła się ilość przepracowanych godzin. W sumie dane zamiast uspokoić lekko zaniepokoiły, ale nie na tyle, żeby coś konkretnego z tego dla rynków wynikło.Alan Greenspan, szef Fed mówił na temat instrumentów pochodnych i ani jednym słowem nie zająknął się na temat sytuacji gospodarczej czy polityki monetarnej. Mówił jednak o tym, że zaniepokojony jest rosnącym protekcjonizmem. Nie miało to wystąpienie żadnego wpływu na zachowanie rynków.
Indeksy giełdowe utrzymywały się na lekkich plusach, ale prawdziwa bomba wybuchła wtedy, kiedy agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła ratingi kredytowe dla General Motors i Forda. Obligacje tych firm otrzymały status „śmieciowych”. Był to absolutny szok dla rynku. Przypominam, że środowa deklaracja Kirka Kerkoriana, który zadeklarował, że kupi następne 4,4 proc. akcji GM o 10 proc. drożej niż cena rynkowa, podniosła cenę akcji o 16 proc. Podrożał również Ford. Czwartkowa decyzja S&P wywołała gwałtowne spadki kursów tych akcji, ale nie aż tak gwałtowne jak poprzednie wzrosty. Inwestorzy nie bardzo wiedzieli kto ma rację: miliarder czy agencja? Faktem jest, że ucierpiał również sektor bankowy (obniżyła się wartość obligacji GM i Forda posiadanych przez banki). W sumie jednak nic się poważnego nie stało, a niewielka korekta pokazała, że byki nadal są silne.
W piątek jest tylko jedno wydarzenie: miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy, którego wpływ na rynek akcji jest zazwyczaj niewielki. Na rynek walutowy wpływa bardzo mocno, ale najczęściej tylko w okresie tuż po publikacji raportu. Potem rynek uspakaja się i bardzo często zachowuje się inaczej niż w pierwszym okresie po publikacji. Jest to więc raport bardzo zdradliwy. Bardzo rzadko, z powodu metodologii pomiaru, zwraca się uwagę na stopę bezrobocia. Inwestorzy obserwują ilość utworzonych miejsc pracy w sektorze pozarolniczym. Przyjmuje się, że miesiąc w miesiąc powinno przybywać co najmniej 250 tys. miejsc pracy, aby bezrobocie w sposób widoczny malało. Prognozy są dużo mniejsze, ale dla giełd akcji rynek pracy nie jest zbyt istotny. Inwestorzy przyzwyczaili się już do myśli o tym, że słaby rynek pracy nie musi oznaczać spadku zysków spółek, a to przecież jest dla nich najważniejsze. Nieco inaczej reaguje rynek walutowy. Fed musi dbać nie tylko o inflację, ale i o rynek pracy, więc słabe dane mogą go zmusić do zwolnienia kampanii podnoszenia stóp procentowych. Widać więc, że słabe dane zaszkodziłyby dolarowi. Dobre powinny pomóc dolarowi i akcjom.
Na rynku walutowym EUR/USD naruszył linię trzyletniego trendu, ale błyskawicznie nad nią powrócił, co uznawane jest za sygnał kupna. Potwierdzenie wzrostem zakończyłoby na dłużej trend na osłabienie dolara. Gdyby jednak nastąpiło przełamanie w dół poziomu 1,2750 USD do euro. to powstałby podwójny szczyt z zakresem spadku przynajmniej do 1,19 USD. Opór jest na 1,3100 USD.
oprac. : Piotr Kuczyński / WGI Dom Maklerski