11. Data: 2011-10-29 04:21:01
Temat: Re: Ale mam farta!!!!
Od: "Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>
"Jacek Osiecki" s...@t...ceti.pl
>> Załóż komuś i upoważnij się -- dwa tygodniowo za darmo.
> I gwarantowany oczopląs po zalogowaniu się na konto :)
Ja nie mam oczopląsu -- przydałby się jako trening oczu...
Który punkt regulaminu mówi o tych gwarancjach? -- może
wypłacą mi jakieś odszkodowanie za złamanie regulaminu,
czyli niedotrzymanie gwarancji?!
-=-
Popatrz sobie tutaj:
http://www.iplex.pl/filmy/chiny-w-kolorze-blue,3688
Ten film oglądam niejako podwójnie, ale nie dlatego, że mi
pląsają oczy... Wiele tych scen znam ze swojego życia. :)
Zarobki na poziomie $ 18 miesięcznie jeszcze pamiętam,
ale nie dlatego piszę o tej ,,podwójności'' i ,,znajomości''.
Zaczynałem pracę chyba za około $ 40 miesięcznie...
Było to w 1989 roku. Zanim zacząłem, pracę zarobkową,
pracowałem społecznie -- pracując za etatowych pracowników,
którzy z rzadka ;) przychodzili do pracy. Ponoć kilka lat
wcześniej i oni harowali nadmiarowo... Wtedy nauczyciel
w Polsce zarabiał aż ;) $ 18 miesięcznie -- i wcale to nie było mało. :)
-=-
Był czas w moim życiu, gdy zaznałem nieco dobrodziejstw pokazanych
w tym filmie -- przeżyłem, ale zapłacona cena jest wysoka. I nie
o to chodzi, że zarabiałem aż $ 40 miesięcznie... W tym czasie
moje życie było raczej piękne -- koszmar ma swoje miejsce później,
gdzieś około 1995 roku... W roku bodajże 1990 wyasygnowałem
z zarabianych przez siebie pieniędzy $ 300 na zakup muzyki
na CD... Później tę stawkę wielokrotnie przebiłem... Miałem
z czego -- zarabiałem lekko i dużo... Nie kradłem, nie dawałem
i nie brałem łapówek, płaciłem uczciwie podatki, hojnie obdarowywałem
,,bliźnich'', dbając o to, by mieć zawsze stosowny nadmiar szmalu
gotowego na wydanie... [za mąż?...]
-=-
Już wtedy wchodzę w konflikt z człowiekiem, którego nazwiska nie poznałem
do dzisiaj? :) Nie -- wcześniej... W czasie ogólnika... Robiliśmy zdjęcie,
ale moje były jakieś bardziej konkurencyjne... Później, w pracy, zarabiałem
tyle, że bez zająknięcia wydałem te $ 300 na muzykę i kilka razy więcej na
,,sprzęt'' -- notabene, fatalny...
-=-
Moje piekło zaczyna się gdzieś około połowy roku 1994 -- wtedy to tracę
swoją pracę na Wydziale Ekonomi -- bardzo wydajne źródło pieniędzy... Po
latach dowiem się o tym, że nigdy tam nie pracowałem, choć do dzisiaj mam
dokumenty potwierdzające moją tezę. :) Dwie rozmowy z dwoma różnymi dziekanami:
-- Ale ty u nas nie pracowałeś.
-- Na etacie nie, ale na zlecenia pracowałem.
-- Może i tak.
-- A tak w ogóle, gdzie pracowałeś?
-- Między innymi na Ekonomii.
-- Na Ekonomii? W którym roku.
-- Na przykład: 1991, 1992, 1993, 1994...
-- Wtedy ja byłem dziekanem i nie pamiętam ciebie.
-- A ja mam nawet dokumenty...
-- To co innego. :)
Pamięta mnie, :) pamięta o tym, że uszkodziłem mu samochód, ale
nie pamięta już tego, że pracowałem tam, choć wówczas poza mną
nie było żadnego innego informatyka nie tylko na Ekonomi, ale
żadnego w tak zwanej okolicy... Nikt z ówczesnych pracowników
tej uczelni nie mógłby mnie zapomnieć bez względu na to, czy był wówczas dziekanem
czy portierką.
-=-
Na początku roku 1995 nie mam już pieniędzy -- tu mój koszmar
wchodzi w fazę ostrą... Jeszcze nie wiem o tym, że mam astmę,
o tym dowiem się kilkanaście lat później... Wtedy wiem, że mam
kłopoty ze zdrowiem i nawet nie kojarzę ich z oddychaniem...
W połowie 1995 jestem już (wymownie mówić) udupiony zupełnie...
Właśnie wtedy przypominam Chińczyka z tego filmu -- ale nie właściciela, a
robotnicę...
-=-
Po wielu latach ww. człowiek (z którym wchodzę w konflikt) staje
znów na mojej drodze -- tym razem jako współwłaściciel firmy,
której przeszkadzam w okradaniu białostockiej uczelni. Po
przeżytym piekle (roku 1995) wracam do szczęśliwego
życia -- jest chyba rok 1996 lub 1997...
Starcie jest rozstrzygnięte na moją niekorzyść...
Ale że mam wtedy co jeść, nie martwię się...
Zanim dojdzie do kolejnego łomotnięcia w moim życiu -- będę
wydawał latem 2000 roku średnio jeden tysiąc złotych jednego dnia...
I tu jest problem -- mimo dużych zarobków, dużych wydatków, nie
tylko nie robię zapasów i nie wydaję pieniędzy na siebie, ale
biorę na siebie nie moje długi... Malutkie -- w sumie około
100 tysięcy złotych, wówczas równowartość jednego mieszkania
a na początku 2001 roku równowartość dwóch 10 dni roboczych...
-=-
Ale wiosną 2001 już nie mam co jeść -- ksiądz Józef Świetlicki bez
zmrużenia oka skazuje mnie po prostu na śmierć, chroniąc swego
człowiek, niegdyś mego tak zwanego kolegę... Chroni go przede mną,
czyli przed moim przeszkadzaniem -- jako pracownik uniwersytetu,
przeszkadzałbym w okradaniu podatników. To nie podoba się duchownym. :)
Ale jest i inny powód mego ,,zesłania'' i zapomnienia -- nagle cała
uczelnia zapomina o mnie i jedynie dokumenty pokazuję, że jednak nie
bredzę jak potłuczony czy pijany... Niestety -- głos biskupa jest
silniejszy niż glos dokumentów...
Tym powodem jest rodzinna firma -- jedyna tego rodzaju w szeroko rozumianej
okolicy...
Firma ma uprawnienia do budowani i projektowania sygnalizacji ulicznych, dróg
rowerowych, skrzyżowań (budowy -- małych, projektowania dowolnie dużych) itp...
Wkrótce mają się lać ogromne pieniądze z UE... I te pieniądze MUSZĄ trafić do
rąk duchownych, choćbym miał za to zapłacić życiem swojego ojca lub swoim
kalectwem...
-=-
Ale i to przeżyłem. :) ,,Znajomy'' (ten od konfliktu, podopieczny księdza
Józefa Świetlickiego) chyba traci swe wpływy (albo część tych wpływów) na
uczelni po wypadku pod Jeżewem -- choć ludzie nie wierzą w Boga, wierzą
w śmierć swoich dzieci. :)
-=-
Do współpracy z moim ojcem w roku 1993 zostałem namówiony przez księży.
Do współpracy z moim ojcem w roku 1989 zostałem już zmuszony.
Wtedy zwalniam się z pracy -- dostaję od ówczesnego swego przełożonego,
ówczesnego prorektora uniwersytetu, obietnicę ustną, ale powtarzaną
wielokrotnie bez jakiegokolwiek przymuszania tegoż prorektora, że po
rektorskich wyborach powrócę do pracy. Do czasu powrotu, pracuję na
uczelni znowu społecznie...
-=-
W roku 2001 lub 2002 Świetlicki wyjawia mi, że nawet gdybym zabił
swego ojca i przejął firmę -- Bóg jest Miłością a wszystko może
zdarzyć się, gdy człowiek walczy o swoje życie...
Chyba pod koniec roku 2001 śpię niemal ciągle przez około 100 dni.
Pomoc Świetlickiego jest ciekawa -- wiosną 2002 roku (gdy muszę spać
tygodniowo około 136 godzin, czyli gdy poprawa jest widoczna!!!)
dostaję darmową wizytę o neurologa -- kobiety, którą zna mnie
z lat wcześniejszych, gdy studiowałem. To ona ,,odkryje'' gdzieś
w połowie lat osiemdziesiątych mój ,,myślący'' mózg -- myślący
szybko, co widać rzekomo na EEG.
Ale w roku 2002 wypowiada coś na kształt -- na parkingu mogę pracować. :)
-=-
O tym, że mój ,,konkurent'' jest przyjacielem Świetlickiego, dowiaduję się
dopiero wiosną 2003 roku -- przyszedłem wówczas na imieniny Świetlickiego...
Byłem ja, był Świetlicki, była jakaś nieznana mi kobieta pierdoląca :)
o Edwardzie Konkolu (znana osobistość białostockiego duszpasterstwa
zajmująca się oficjalnie dziećmi, nieoficjalnie -- pieniędzmi) no
i oczywiście ów mój ,,konkurent'', współpracownik firmy komputerowej...
-=-
Kopania, prorektor ww. za skuteczne zabronienie mi powrócenia do pracy
na uczelni dostaje od kościoła nagrodę w postaci etatu na Katedrze
Teologii Katolickiej (Kopania jest wprawdzie ateistą, ale to nie
przeszkadza w jego pracy) rektorski etat na WSAPie i ogólne poważanie...
-=-
Firma kokosów nie zarabia. Tusk mści się na tych, którzy nie głosowali
na niego (a ludzie na tych terenach nie głosowali na niego zbyt ochoczo)
a ja żądam od uczelni wywiązania się z danej obietnicy. :)
-=-
Polskie państwo nie obroniło mnie przed:
-- złodziejem Kopanią, gdy kradł pieniądze jako prorektor państwowej uczelni
(cała uczelni wiedziała, że Kopania jest złodziejem, uczelni kształci
prawników, a jednak...)
-- Purzeckim, którego nie wymieniłem tutaj;
niby sądy sądziły, ale (jakby to określić) bez dostatecznego zaangażowania ;)
-- Kościołem, gdy kazał mnie gnoić i skasować całą moją przeszłość na uczelni
(a jest co kasować -- pracowałem tam w wielu miejscach naraz jako informatyk,
choć nie miałem formalnego wykształcenia)
-- moimi rodzicami, gdy wywalili mnie z firmy zarabiającej kokosy
(i zarazem trwoniącej te kokosy -- szmal ciągnie złoczyńców i łatwo tracić,
gdy się zarabia sporo; rodzice nie byli przygotowani na obronę a na dodatek
prowadzili wojnę przeciwko mnie)
-- lekarzami, którzy widząc, iż choruję na astmę, a nawet słysząc moje prośby
o skierowanie mnie na badania do pulmonologa, leczyli mnie namiętnie ;)
przez wiele lat z najróżniejszych chorób, ale płuca moje uważali za zdrowe,
choć nawet lekarka laryngologii (po solidnym badaniu górnych dróg oddechowych)
polecała mi solidne zajęcie się płucami, które wg niej bez wątpienia były
poważnie chore...
Tu powrót ww. do pani dr (profesor?) Jackiewicz, neurologa, znajomej
księdza Józefa Świetlickiego. Czy wiosną 2002 roku zdawała sobie sprawę
z tego, że choruję na astmę? Dziś mogę śmiało powiedzieć i napisać -- bez
cienia wątpliwości wiedziała o tym, że choruje na astmę i miała wiadomość
tego, że ,,powoli ruszam się'' bo... ...bo brakuje mi powietrza... A mnie
dlatego, że mam jakieś uszkodzenia mózgu...
Jesienią 2009 roku lekarz rodzinny przekazał mnie pod opiekę specjalistów,
otrzymałem stosowne leki i astma nie jest już dla mnie problemem, więc
w tym punkcie poniekąd państwo polskie wywiązało się ze swoich powinności...
Wywiązuje się też wtedy, gdy sąsiad zastawia mi podjazd czy wjazd do garażu,
tłumacząc się przed policją jakoś tak:
S -- Nie mogę znaleźć miejsca na parkingu.
P -- To pomożemy panu.
S -- Tak?
P -- Tak. Znajdziemy za pana miejsce na parkingu na pana samochód
S i scholujemy pana samochód na ten (znaleziony przez nas) parking...
Oczywiście ci ww. specjaliści (lekarze) zajmują się chorobami poniekąd
(; psychicznymi, ;) bo związanymi z dusznością, a ja łykam prochy, na
przykład Neplit...
WW. lekarzowi, który posłał mnie do specjalistów zawdzięczam ocalenie
życia -- trafiłem do niego niemal martwy. :) Ale nawet wtedy, gdy na
korytarzu przychodni przysiadłem, niemal mdlejąc (i bojąc się tego, że
dosłownie upadnę) i dusząc się, słyszałem od wielu osób -- nie trzeba
denerwować się... ;) Dzień po tej wizycie miałem atak astmy taki, że nie
mogłem nie tylko chodzić, ale i mówić... Tego dnia łyknąłem ze 20 dawek
Neplitu, ale niestety nie mógł on w takiej sytuacji pomóc... Nie mogłem
nawet wezwać pomocy -- bo nie mogłem mówić. Z wielkim trudem oddychałem,
mogłem łyknąć (nie od razu -- może po paru godzinach od ataku duszności)
ów Neplit, ale mówić nie mogłem znacznie dłużej...
Gdzieś w okolicach jesieni i zimy 2009 miewałem tętno w okolicach 190 uderzeń
na minutę. Durne serce usiłowało dostarczyć tlen? Brzmi śmiesznie, ale to
prawda. Akurat te 190 uderzeń na minutę to klapanie lustra w amatorskiej
lustrzance Canona, jaką pstrykam fotki...
Przepraszam za ewentualny chaos wypowiedzi -- jest późno, czy raczej wcześnie. ;)
Ostatni tydzień solidnie chorowałem, teraz czuję się coraz lepiej, więc choć padam
ze zmęczenia, wolę nie spać. :)
Na uczelni pracowało się mi bardzo dobrze -- przez kilka lat uczelnia
dbała o to, abym zarabiał dużo i lekko, robiąc to co lubię. :) Wielu
zauważało, że czuję się tam jak we własnym domu a portierki niekoniecznie
pytały, dlaczego chcę ,,coś'' (komputer na przykład) wynieść... Nie mam
skończonych studiów, ale mój etat to 6 godzin tygodniowo z założeniem
takim, iż jeśli z jakiegoś powodu któregoś dnia będę musiał (jeśli
zostanę zmuszony przez uczelnie) zostać dłużej, będę mógł stosownie
skrócić sobie czas pracy w przyszłości... Wakacje i ferie były traktowane
ulgowo -- ruch wtedy na uczelni jest mały...
Praca taka miała wielką zaletę -- z czasem człowiek starzeje się i traci
zapał do pracy... To, co młodemu nie sprawia problemu, staremu może sprawiać
spory problem... Tak więc za młodu pracowałem na swoją spokojną starość...
()() Tej pracy, na zlecenie duszpasterstwa białostockiego, pozbawiono mnie. ()()
Pozbawiono mnie także budowanej (naprawdę pracowałem niemal jak
robotnica w Chinach -- nawet obskurność niektórych pomieszczeń
przypomniał mi ów film tak, jakby był kręcony nie w Chinach, ale
tam, gdzie ja pracowałem) pracy w firmie budowanej z moim ojcem...
A firma ta mogła przynieść mi i satysfakcję, i pieniądze, za które
mógłbym nie tylko założyć rodzinę, zbudować dom, zwiedzić świat,
utrzymać tę rodzinę, wychować dzieci swoje i ,,cudze'', ale także
mógłbym leczyć swoje chore płuca i swój chory kręgosłup, cukrzycę
ojca, masę (naprawdę ma masę chorób -- i serce, i kości, i kolana,
i biodra, i kręgosłup) chorób matki...
Od urodzenia:
-- mam dalekowzroczność, astygmatyzm, niedowidzenie lewego oka i zez :)
-- miałem (i chyba mam) reumatyzm (w dzieciństwie nie dawano rodzicom
nadziei na to, że będę chodził, gdy dorosnę; kłuto mnie penicyliną
i debecyliną oraz przestrzegano przed bakteryjnym zapaleniem płuc,
którego być może nie uda się uleczyć antybiotykami z uwago na te
właśnie antybiotyki podawane mi w dużych ilościach)
-- miałem tak zwany trądzik, ale taki, który zadziwiał lekarzy z całej Polski
(lekarka, o nazwisku Eliasz przedstawiła mnie lekarzom zaproszonym
z całej polski, gdy byłem noszony przez swoją matkę na jej rękach)
Ponadto:
-- od wielu lat mam kłopoty ze słuchem; ostatnio jakby cudownie lewe ucho zaczęło
słyszeć
-- dwa lata temu wykryto u mnie alergię i astmę
-- mam jakoś kontuzjowaną chyba połowę kości i stawów, w tym oba kolanowe i
biodro...
Dziś ww. ,,firma rodzinna'' nie może mi dać ani satysfakcji, ani pieniędzy -- nawet
na lekarzy i lekarstwa. Ojciec na leczenie swojej :) cukrzycy wydaje około 300
złotych
miesięcznie...
-=-
Czy zatem chodzę z chodzikiem tak zwanym? Owszem -- nawet więcej,
bo z chodzikiem na kółkach ;) wczoraj biegłem. Mogę nie tylko
chodzić, ale i biegać -- o ile płuca dają radę. :) Serce mam mocne.
W kręgosłupie trzaska i boli. :)
[moje plany na ,,jutro''? -- muszę :) rozliczyć duszpasterzy :) oraz
Kopanie z tego, co uczynili; muszę :) powrócić do pracy na uczelni na
warunkach takich, jakie miałem, gdy zwalniałem się stamtąd ,,na chwilę'';
muszę :) odzyskać resztę moich dobór, w tym i zdrowie -- leczenie w toku,
wprawdzie eNeFZetowskie, ale fachowe, i resztę, na którą pracowałem...
mogę :) ożenić się -- o ile jakaś kobieta zechce mieć męża, :) nie zaś
kogoś, kto będzie płacił na Kościół, zapieniając Łazewskiemu (czy innym
księżom) spokojne (i rozkoszne) ruchanie młodych dziewcząt... nie szukam
przyjaciół w necie; szukam wojny z kimś, kto miał mnie zniszczyć -- jestem
gotów od dawna na tę wojnę i na to, że ją wygram... jak to ponoć wołał
Zagłoba -- Krwi, krwi, krwi!!! oczywiście ja żądam krwi w przenośni...
a dziś zamierzam pobiegać -- gdy wyśpię się, a że jest już po szóstej rano...]
-=-=-
Wracając do tematu... Jak wygląda ten cały oczopląs? Może ja go
mam -- i wyjdę na głupca, gdy zażądam odszkodowań od mBanku?
--
.`'.-. ._. .-.
.'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
`-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....
12. Data: 2011-10-29 12:40:24
Temat: Re: Ale mam farta!!!!
Od: "Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>
"Eneuel Leszek Ciszewski" j8fuvg$s1v$...@i...gazeta.pl
> Do współpracy z moim ojcem w roku 1993 zostałem namówiony przez księży.
> Do współpracy z moim ojcem w roku 1989 zostałem już zmuszony.
+ Do współpracy z moim ojcem w roku 1998 zostałem już zmuszony.
> Wtedy zwalniam się z pracy -- dostaję od ówczesnego swego przełożonego,
> ówczesnego prorektora uniwersytetu, obietnicę ustną, ale powtarzaną
> wielokrotnie bez jakiegokolwiek przymuszania tegoż prorektora, że po
> rektorskich wyborach powrócę do pracy. Do czasu powrotu, pracuję na
> uczelni znowu społecznie...
> Polskie państwo nie obroniło mnie przed:
> -- złodziejem Kopanią, gdy kradł pieniądze jako prorektor państwowej uczelni
> (cała uczelni wiedziała, że Kopania jest złodziejem, uczelni kształci
> prawników, a jednak...)
> -- Purzeckim, którego nie wymieniłem tutaj;
> niby sądy sądziły, ale (jakby to określić) bez dostatecznego zaangażowania ;)
> -- Kościołem, gdy kazał mnie gnoić i skasować całą moją przeszłość na uczelni
> (a jest co kasować -- pracowałem tam w wielu miejscach naraz jako informatyk,
> choć nie miałem formalnego wykształcenia)
> -- moimi rodzicami, gdy wywalili mnie z firmy zarabiającej kokosy
> (i zarazem trwoniącej te kokosy -- szmal ciągnie złoczyńców i łatwo tracić,
> gdy się zarabia sporo; rodzice nie byli przygotowani na obronę a na dodatek
> prowadzili wojnę przeciwko mnie)
> -- lekarzami, którzy widząc, iż choruję na astmę, a nawet słysząc moje prośby
> o skierowanie mnie na badania do pulmonologa, leczyli mnie namiętnie ;)
> przez wiele lat z najróżniejszych chorób, ale płuca moje uważali za zdrowe,
> choć nawet lekarka laryngologii (po solidnym badaniu górnych dróg oddechowych)
> polecała mi solidne zajęcie się płucami, które wg niej bez wątpienia były
> poważnie chore...
> Tu powrót ww. do pani dr (profesor?) Jackiewicz, neurologa, znajomej
> księdza Józefa Świetlickiego. Czy wiosną 2002 roku zdawała sobie sprawę
> z tego, że choruję na astmę? Dziś mogę śmiało powiedzieć i napisać -- bez
> cienia wątpliwości wiedziała o tym, że choruje na astmę i miała wiadomość
> tego, że ,,powoli ruszam się'' bo... ...bo brakuje mi powietrza... A mnie
> dlatego, że mam jakieś uszkodzenia mózgu...
> Jesienią 2009 roku lekarz rodzinny przekazał mnie pod opiekę specjalistów,
> otrzymałem stosowne leki i astma nie jest już dla mnie problemem, więc
> w tym punkcie poniekąd państwo polskie wywiązało się ze swoich powinności...
> Wywiązuje się też wtedy, gdy sąsiad zastawia mi podjazd czy wjazd do garażu,
> tłumacząc się przed policją jakoś tak:
Diabli wiedzą, kto tłumaczy się -- państwo czy sąsiad?
Może jednak tak zostawię.
> Przepraszam za ewentualny chaos wypowiedzi -- jest późno, czy raczej wcześnie. ;)
> Ostatni tydzień solidnie chorowałem, teraz czuję się coraz lepiej, więc choć padam
> ze zmęczenia, wolę nie spać. :)
Wczorajszy dzień jest swoistym szczytem -- pracy moich płuc albo błędu pomiaru. :)
PEF 848 w litrach na minutę (to szczytowanie wydechowe)
FEV1 5.7 w litrach (objętość powietrza, jaka wydychana jest w czasie pierwszej
sekundy wytężonego wydechu; chyba praktycznie całe powietrze
w czasie takiego wydechu jest wydychane w czasie pierwszej
połowy pierwszej sekundy, choć wydech taki trwać może aż
6 sekund)
To wynik podniebny. Dla mnie należny ;) to około 620 PEF i nie wiem ile :) FEV1.
Badania sprirometryczne (spirytystyczne i pirotechniczne?) mogą dać odpowiedź
na pytanie, czy mam nadmiarowo duże PEFy. :) Jeśli jednak mam -- zmniejszenie
tychże dużych PEFów jest niebezpieczne. :) Mnie powinno interesować, jak mocno
dany wynik odbiega od najlepszego. IMO mój najlepszy można zapisać 777 litrów
na minutę dla PEF oraz 444 centylitrów dla FEV1.
Wczoraj czułem się wyjątkowo dobrze. :)
(o czym nawet wspomniałem -- bieganie wczoraj nie sprawiało mi żadnych trudności
natury oddechowej)
> kogoś, kto będzie płacił na Kościół, zapieniając Łazewskiemu (czy innym
+ kogoś, kto będzie płacił na Kościół, zapewniając Łazewskiemu (czy innym
Jak to jest, że nasilają się błędy (na przykład literówki) wtedy, gdy
piszę coś niekorzystnego o księżach?... Taką korelację zauważyłem już
dawno, ale nie mogę pojąć mechanizmu, który ją powoduje. Skutek tego
jest taki, że później coś powtarzam przy okazji poprawiania. :) Tak
jakby komuś (komu? -- jakiemuś bogu czy Bogu?) zależało na uwypuklaniu
tych spraw, jakże trudnych dla Kościoła? ;)
[swoją drogą -- jak to jest?... zakładacie rodziny, wydajecie na świat
potomstwo, chowacie je, karmicie, wychowujecie, po czym co lepsze swe
córki oddajecie księżom do ruchania, tłumacząc im, że przecież ksiądz
jest mężczyzną i musi poruchać... [a po tym przeruchaniu, gdy ksiądz
już znudzi się waszą pociechą, usiłujecie ją wydać za mąż za kogoś
takiego jak ja -- dzień dobry pewnej pani, która mając dwie córki
usiłowała mnie ożemnić z tą, którą ksiądz przeruchał w czasie tak
zwanej oazy, mogąc ożenić mnie z nieruchaną]]
> a dziś zamierzam pobiegać -- gdy wyśpię się, a że jest już po szóstej rano...]
Dziś raczej z trudem trzymam głowę na bolącej szyi. :)
Ogrzewanie szyi ręką daje dobry efekt, ale krótkotrwały...
> -=-=-
> Wracając do tematu... Jak wygląda ten cały oczopląs? Może ja go
> mam -- i wyjdę na głupca, gdy zażądam odszkodowań od mBanku?
I [żeby nie było zupełnie OT] gdzie jest mowa o tych gwarancjach? :)
--
.`'.-. ._. .-.
.'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
`-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....