w ubiegłym roku wziełem komputer na raty. Po utracie pracy jakiś czas
zalegałem z ratami.
były wezwania itp. Bank wypowiedział mi umowę kredytową. Znalazłem pracę,
zaczełem powolutku płacić (za zgodą banku zaległość na ile mi pozwalały
finanse). Od tamtej pory dostawałem przypomnienia, groźby (wiem, jestem
winny). Za każde pismo bank doliczał sobie "koszty" a to 50 zł, innym razem
100 zł. Rozumiem, koszt wysłania takiego pisma to jest niemały (znaczek,
papier itp.)

Lecz dzisiaj już nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Dostałem kolejne pismo
od tego banku informujące mnie o moim zadłużeniu i że jak nie zapłace to
muszę komputer oddać.
Normalna procedura jak sądzę. Uwaga koszt tej interwencji to 190 złotych !
Za to pismo doliczyli mi 190 zł.

Płacę co miesiąc dla nich tyle ile mogę. Nie uchylam się od
odpowiedzialności. Lecz jeśli oni za każde pismo policzą sobie po 200 zł to
ja nigdy nie spłacę długu.

Pytanie: Na jakiej podstawie Bank może sobie doliczać takie sumy (równe
prawie racie kredytu). Co jeśli w kolejnym piśmie doliczą sobie np. 1000 zł
?

IHMO Lukas bank znalazł sobie "jelenia" co jednak płaci, więc można sobie
dojną krowę skubać ile wlezie. Zapewne prawo jest po ich stronie, ale
sprawiedliwość jest po mojej;)

Czy w jakiś sposó można się bronić przed tym wg. mnie złodziejskim
procederem ?

Zdaje sobie sprawę, że odezwą się głosy, że w zasadzie to ja okradlem bank,
bo nie spłaciłem w terminie. Lecz od tego są odsetki karne, sąd.

Czy jest jakaś nadzieja, czy prawo bankowe reguluje takie "koszty
przypomnienia" ?

W takiej sytuacji w końcu do końca życia będę płacił. Oni natomiast będą do
końca mojego życia przysyłać regularnie pisma za 200 zł. Tak, abym za szybko
nie spłacił.


Pozdrawiam wszystkich i Lukas Bank też.

Jedrek.