Wiosenną porą czytam pl.biznes.banki
a tam użytkownik Michał pisze:

> Przy okazji tak zauwazylem, ze jest duzy problem z nazewnictwem.
> Chociaz juz odstapiono od nazywy "bankowosc elektroniczna" w stosunku
> do bankow wirtualnych, to teraz jest pytanie, czy bank
> wirtualnu=/=internetowy.
Dla mnie jednoznacznie kojarzy się bank wirtualny z firmą krzak
;-)

> Na nieszczescie bankowosc elektroniczna dla firm nazywana jest juz z
> przyzywczajenia home bankingiem.
Dla mnie prawidłowo.

IMO podział w nazewnictwie powinien raczej wskazywać
na rodzaj rozwiązania technologicznego niż na rodzaj
potencjalnych klientów. Ale coż... Banki mają sporą fantazję
w wymyślaniu nowych produktów dla klientów i nie dopuściły by chyba
aby jakaś duża S.A. robiła przelewy za pomocą produktu nazwanego
"internetowy dostęp do ROR". ;-)

> Mimo, ze chodzi to w sumie na jednym oprogramowaniu czy idea jest ta
> sama, to przeciez jednak oferty te skierowane sa do roznych
> klientow....
Spoko, Banki mają fantazję - która kosztuje ciężkie pieniądze
wydawane na specjalistów od takich fantazji...

> Kolejna rzecz taka mi przyszla do glowy ;)
> Polskie banki musza miec wspolczynnik wyplacalnosci w pierwszym roku
> dzialania na poziomie 15%, w drugim 12% w trzecim 8%. Oczywiscie czym
> wyzszy ten poziom tym lepiej dla banku.
> Jak sie okazuje skupowanie na potege papierow rzadowych - ma tez inna
> zalete poza tym, ze mozna zarobic bez ryzyka - kasa wlozona w nie jak
> dla mnie "wirtualnie" podwyzsza (bo nie wlicza sie) im poziom wsp.
> wyplacalnosci. Dzieki temu mozna miec wyzsze zyski i lepsze
> wskazniki...
I dzięki tymże obligacjom Państwo ma dodatkowe pieniądze na wojnę
w Iraku. ;-)
--
mj