eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.banki › współczuje ci POlski japiszone przez TVN uformowany z pętlą 30-letniego kredytu na szyji
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 2

  • 1. Data: 2010-06-02 19:51:15
    Temat: współczuje ci POlski japiszone przez TVN uformowany z pętlą 30-letniego kredytu na szyji
    Od: Charlie delta <c...@g...com>

    http://czarnowidz.salon24.pl/180487,jak-z-powodu-smo
    lenska-stracilem-prace



    katalog blogówrejestracjazaloguj sięmój blog
    zarządzaj kontem
    wyloguj się
    dodaj do ulubionychRSSProroctwa i dygresjeCzarnowidz
    Były Jasnowidz Precz z komuną! Chodźcie z nami! 2010-05-11 08:57
    Jak z powodu Smoleńska straciłem pracę
    Tagi:
    korporacjaniestabilnośćsmolensk

    Zleciało do piwnicy z szybkością meteoru, więc jeszcze raz:



    Jak już pisałem na tym blogu kiedyś, z racji zawodu, zajęć i "się
    kręcenia", żeby zarobić na kawałek chleba z masłem, mam bardzo często
    do czynienia z ludźmi określanymi przez nas na S24 "młodzi
    wykształceni z dużych miast", albo - po prostu lemingi. Nie powiem,
    żeby przebywanie w tym towarzystwie wiązało się z dużą satysfakcją, bo
    to i poziom nie pogadasz, i ogólnie - specjaliści w swojej wąskiej
    dziedzinie, a poza tym - zgroza. No i ogólnie smród gazwybu na
    korytarzach, wietrzyć trzeba.

    Jeszcze przed "katastrofą" opisywałem przygodę jaką mi się zdarzyła w
    tym towarzystwie, z ludźmi z zespołu projektowego, który nadzoruję w
    ramach programu - jak to na sam dźwięk nazwiska Kaczyński wybuchano
    śmiechem, a na moje pytanie - dlaczego, zwłaszcza w kontekście choroby
    matki śp. Prezydenta i jego brata - zapadło niezręczne milczenie. No
    bo dlaczego właściwie? Dlaczego się śmiali? Nie jest łatwe przyznanie
    się samemu przed sobą, w dodatku ludziom, którzy są inteligentni, ale
    w taki specyficzny project managementowy sposób, inteligentni
    wybiórczo - że uległo się manipulacji i propagandzie TVN czy innego
    gówna. Przecież nie od tego jest inteligencja, żeby ulegać
    propagandzie, nie ? A tu klops.

    Przez ten ostatni miesiąc świat stanął na głowie. I jakoś nie chce
    wrócić.

    Ostatni raz widziałem moich współpracowników w piątek 9 kwietnia,
    mieliśmy zebranie komitetu sterującego, odbywają się rutynowo co
    miesiąc, więc następne wypadło dzisiaj. Projekt się toczy, ja tam
    specjalnie nie musiałem przez ten miesiąc się pokazywać - wszyscy
    wiedzą co do nich należy, project manager trzyma wszystko w garści,
    budżet jest przypilnowany, termin niezagrożony, innych ryzyk nie widać
    - jednym słowem pi-emowy (od P[roject] M[anagement]) raj. Oby tak
    dalej, a skończymy projekt w zakładanym terminie, co mi zrobi dobrze
    na portfel, bo kasę mam od sukcesu projektu w większej części, a nie
    od men-days-ów (osobo dni, czyli za godzinę, jakby kto nie wiedział).

    Przychodzę sobie dzisiaj do Biurowca, tego co to niedaleko wielkiego
    Malla na południu Warszawy, grzecznie trzymam identyfikator, żeby go
    zbliżyć do takiego diwajsu co to jak się zbliży, to drzwi się
    otwierają, a tu czuję, że ktoś z tyłu szybkim krokiem podchodzi, żeby
    się załapać na moje otwarcie drzwi - czyli pasażer na gapę. Parę razy
    już była taka akcja w firmie, że ktoś wlazł na cudze otwarcie, a potem
    się okazało, że to był złodziej i wszelkie tego konsekwencje.

    No więc teraz wstrzymałem się z tym otwarciem drzwi, nie otworzyłem
    ich, nie pociągnąłem do siebie tych panic door, nie zrobiłem tego
    kroku do przodu, no i ten kandydat na gapowicza wpadł na mnie z
    rozpędu.

    Nie znałem go, do tej pory nie spotkałem, chociaż twarz wydała mi się
    znajoma, musieliśmy się mijać na korytarzu, albo przy coffee machine,
    ale na pewno nie rozmawialiśmy, bo inaczej pamiętałbym. Ale z drugiej
    strony czułem, ze z tym człowiekiem mam coś wspólnego, że razem coś
    robiliśmy, i że było to coś ważnego - cholera jakiś projekt dawno
    temu? No to ile lat temu i w której firmie, przy którym projekcie? Nie
    znoszę takich sytuacji, pamięć mam raczej jeszcze dobrą, wujek
    Alzheimer jeszcze mnie nie odwiedza - a tu nie mogę sobie przypomnieć
    faceta. Tym bardziej nie wygląda na takiego, co to bardzo dawno robił
    projekty, chyba, że to był projekt zmiany pampersa, ale własnego.

    No więc przyglądam mu się bardziej, niżby to wynikało ze zwykłej
    sytuacji biurowej, on mnie przeprasza za to wpadnięcie, rzuca na mnie
    okiem, w ręku trzyma identyfikator na smyczy, taki sam jak mój, widać
    człowiek z firmy, nie złodziej - chwyta za drzwi, drugą ręką z
    identyfikatorem sięga do diwajsu na ścianie, chce mnie przepuścić,
    szacunek dla siwizny wykazuje jak widać - i nagle widzę po oczach, i
    języku ciała - rozpoznanie. Facet mnie poznaje, a ja jeszcze nie. Co
    za sytuacja!
    - Dzień dobry! - mówi
    - Dzień dobry - ja niepewnie, nie wiadomo jak to może się skończyć.
    Już parę razy zdarzało mi się uczestniczyć w idiotyzmach z qui pro quo
    pod tytułem "cześć jak leci", gdzie po kwadransie rozmowy okazywało
    się, że gość mnie mylił z kim innym, a ja jego nie kojarząc, nie
    chciałem urazić - kontynuowałem. Zupełnie bez sensu.
    Patrzymy na siebie, on już mnie poznał, ja jego nie.
    - O której pan wszedł ? Bo ja dopiero o wpół do dziewiątej. Dziesięć
    godzin staliśmy...
    I teraz mnie odblokowało! Kolejka pod Pałacem. Dziesięć rzędów dalej,
    z mną. Jak chodziłem wzdłuż kolejki musiałem go widzieć. Tylko, że
    inaczej wyglądał - bejsbolówka, jakaś bluza z kapturem, coś takiego. A
    tu był ubrany w mundurek - ciemny garnitur, krawat, w końcu dress code
    u klienta obowiązuje, w końcu to instytucja finansowa.

    I to porozumienie, jedno-spojrzeniowe, rozpoznanie wspólnoty, jak
    Apacze na terytorium wroga - tak byliśmy pod Pałacem, w tym miejscu -
    kto by się spodziewał.

    Za drzwiami on poszedł w swoją stronę, ja w swoją, pewnie się jeszcze
    spotkamy.

    Tam gdzie szedłem, do sali konferencyjnej, czekało na mnie stado
    lemingów i sam najgłówniejszy leming, oberleming można by powiedzieć,
    no bo miał być komitet sterujący, a to jest takie ciało, gdzie
    oberleming przewodniczy i pochyla się z troską, i pokazuje że on też
    rozumie, że wie o co chodzi w projekcie. To znaczy pokazuje, ale nie
    znaczy, że wie, bo oberleming na co dzień zajmuje się zupełnie czym
    innym niż nasz projekt, a spadło to na niego bo Centralka z za oceanu
    się pomyliła w rozdzielniku, miało paść na kogo innego, padło na
    niego. Na kogo wypadło, na tego bęc! No i bęc było w jego skrzynce
    mailowej. A ponieważ oberleming, który jest nieco ode mnie starszy,
    panicznie się boi każdej korespondencji, która przychodzi zza oceanu,
    ponieważ i ten tego, panie, język trzeba znać, że tak powiem na
    poziomie upper intermediate co najmniej, a i jakieś podchody robić w
    języku, żeby się od tego projektu wyłgać - padło na niego i koniec.
    Tak zostało.

    Wyczułem jakąś zmianę na tej sali. Uwalili projekt ? Przyszło z
    Centralki polecenie zamknięcia, bo mają kryzys? Niemożliwe,
    wiedziałbym, bo zatrudnia mnie nie filia w Warszawie, tylko Centralka
    bezpośrednio. Musiałbym coś wiedzieć. Jakieś zmiany? Nie , wszyscy co
    zwykle są na sali. Coś się wydarzyło, tylko co ? Do rozpoczęcia
    jeszcze dziesięć minut, akurat zdążę rozłożyć laptopa. Oberleminga
    jeszcze niema. Zawsze zresztą trzeba czekać, nigdy do tej pory nie
    przyszedł punktualnie. Reszta jest.

    Ale muszę się dowiedzieć co tu zaszło, dlaczego jest taka dziwna
    atmosfera ?
    Na sali jest moja asystentka, która przyszła wcześniej z papierami.
    Podchodzę do niej i pytam. Ona pochyla się do mnie i mówi prawie nie
    poruszając ustami - Będzie call conference, sam Chairman będzie
    rozmawiać z nami. Wszyscy sikają ze strachu po nogach.
    Nigdy do tej pory ten szczebel zarządzania Firmą się do naszego
    projektu nie wtrącał. Rzeźbiliśmy go sobie kąciku, po cichutku, nikomu
    nie wadząc, drobne kilka milionów papieru, w skali firmy - w ogóle
    niezauważalne. Problem w tym, że to jest fragment programu, czyli
    zespołu wielu projektów, wzajemnie ze sobą się przeplatających, i ten
    nasz skromny, cichy projekcik miał dostarczyć narzędzia niezbędne do
    tych innych wielkich i poważnych projektów przez duże P, bez których
    Firma w ogóle nie ma co myśleć o konkurowaniu, no bo jest to wszystko
    robione w ramach restrukturyzacji, żeby się utrzymać na globalnym
    rynku. A , że w korporacji nawet takiej poważnej zza oceanu jest
    burdel, to przewodniczącym komitetu sterującego został oberleming, w
    skali polskiej fili trzeci w ważności, problem w tym, że nie znający
    się na niczym. Na samym początku, zanim udało się dobrać ludzi,
    pospinać wszystkie nitki , ułożyć ten projekt, zrobić jakiś sensowny
    kick-off - miałem z tym projektem krzyż Pański i z oberlemingiem, i z
    Centralką, która chciała mieć efekty natychmiast, bez względu czy to
    jest możliwe do osiągnięcia.

    Nic nie zapowiadało takiej paniki jak dzisiaj. Jeżeli sam Chairman
    zwrócił na nas oczy, to znaczy, że musiało się wydarzyć jakieś
    trzęsienie ziemi, które może skończyć się jakkolwiek. Ja to pół biedy
    - związany jestem z nimi dosyć fajnym kontraktem, ale te bidne
    lemingi, którym się łapki trzęsą ze strachu - no nie zazdroszczę. Te
    kredyty, te samochody, te wakacje planowane i jeszcze nie zapłacone.
    Sytuacja jest o tyle groźna, że nie zadzwonili do mnie uprzedzając o
    Chairmanie - więc najprawdopodobniej uwalą projekt, bez patyczkowania
    się.Tylko dlaczego? Przecież wszystko idzie zgodnie z harmonogramem,
    tak jak miało iść.

    Wchodzi oberleming. Zielony ze strachu. Szuka mnie wzrokiem, ja
    rozkładam komputer, udaję, że go nie widzę. Niech sobie radzi. Coś
    musieli w tym tutejszym zarządzie spieprzyć skoro jest taki dym.
    Otwieram komputer, loguję się do firmowego WIFI, otwiera się strona
    S24, więc odklikuję do zmniejszenia, żeby mi kto przez ramię nie
    zaglądał. Sprawdzam pocztę, nic ciekawego. Na Facebooku info o
    wczorajszej manifestacji pod Pałacem, zdjęcia. Byłem. Widziałem. Na
    Onecie rozróbka wokół przesłania Jarosława do Rosjan. Przez chwilę się
    zastanawiam, czy nie kliknąć na YouTubie tego klipu, żeby rozległ się
    w tym śmierdzącym strachem pokoju głos faceta który ma cojones i
    twardą dupę, bo ci tutaj są miękcy, miękcy jak wosk.

    Oberleming daje mi wzrokiem znaki, że chce pogadać. Nagle się zrobił
    rozmowny. Niech spada na drzewo. Wie tyle samo co ja i nie rozumie
    projektu. Wszyscy wpatrujemy się w to urządzenie do telekonferencji -
    takiego plastikowego panasonikowego pająka rozcapierzonego na stole, z
    dziurkami do mikrofonów i głośników ,w czarnej obudowie. Cisza, słyszę
    jak mój laptop mieli dyskiem, bo włączył mu się antywirus.

    Historia się powtarza. Przypominam sobie, jak prawie dziesięć lat temu
    siedziałem przy podobnym urządzeniu i czekałem na telekonferencję, a
    ci sukinsyni zza oceanu nie dzwonili. Była, jak teraz, prawie 15,
    konferencje przeciągały się poza 17 i chcieliśmy iść do domu, ale te
    call conferences zawsze rozpoczynały się z opóźnieniem, bo u nich była
    9 rano i najpierw musieli wypić kawę. I wtedy, gdy tak czekaliśmy jak
    teraz, zadzwoniła do mnie żona i powiedziała, żebym włączył telewizor,
    bo usłyszała w radiu w samochodzie, że coś się stało w Nowym Jorku.
    Włączyłem, a tam płonęła jedna z wież, a my, siedząc przed tym
    telewizorem zastanawialiśmy się, czy biura właściciela były poniżej
    czy powyżej tego co się pali, i czy to ta wieża, czy nie. A potem
    przyleciał ten drugi samolot, i szlag wszystko trafił, łącznie z naszą
    firmą. bo właściciel nie wyszedł z tego cało. I teraz się
    zastanawiałem, co się takiego stało, że jest taki alarm na pokładzie,
    że sam najgłówniejszy Chairman chce z nami gadać.

    Telefon zadzwonił, wyrwał nas z tych myśli, bądź co bądź niewesołych.
    Najgorsze jest nieznane. Ale druga sprawa - życie uczy, zwłaszcza, jak
    się już ma trochę lat, że - wszystko mija. nawet najgorsze sytuacje
    życiowe kończą się i rozpoczyna się coś innego. Także to czekanie w
    niepewności. No ale projekt, kwestia mojej konsumpcji umowy z nimi,
    jakieś z tym związane przepychanki ... Było fajnie i przestało być.
    Psiakrew.

    Telefon zadzwonił. Oberleming drżącą ręka przycisnął okrągły guzik i
    usłyszeliśmy rześki głos Chairmana. Jak zwykle w call conference
    najpierw wszyscy się zgłosili, że są. Po ich stronie - tylko Chairman.



    Gentelmen - powiedział Chairman - ponieważ wasz kraj znalazł się w
    strefie daleko posuniętej niestabilności politycznej, związanej z
    polityką zagraniczną waszego rządu po śmierci waszego prezydenta,
    przenosimy projekt do Anglii. Dziękuję.

    I się rozłączył.


  • 2. Data: 2010-06-02 22:29:21
    Temat: Re: współczuje ci POlski japiszone przez TVN uformowany z pętlą 30-letniego kredytu na szyji
    Od: "Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>


    "Charlie delta" e...@4...goog
    legroups.com

    : I teraz mnie odblokowało! Kolejka pod Pałacem. Dziesięć rzędów dalej,
    : z mną. Jak chodziłem wzdłuż kolejki musiałem go widzieć. Tylko, że
    : inaczej wyglądał - bejsbolówka, jakaś bluza z kapturem, coś takiego. A
    : tu był ubrany w mundurek - ciemny garnitur, krawat, w końcu dress code
    : u klienta obowiązuje, w końcu to instytucja finansowa.

    No tak. ;)

    --
    .`'.-. ._. .-.
    .'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
    `-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
    o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....

strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1