-
21. Data: 2008-10-23 17:21:32
Temat: Re: Zerwanie lokaty obronnej w lukasie
Od: Krzysztof Halasa <k...@p...waw.pl>
"Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>
writes:
> Też bym wolał pracować i zarabiać, ale wola ,,boża'' jest nie do pokonania :)
> w kraju JPII -- nawet po zmianie papieża. :) Może kolejne wybory przyniosą
> powrót tak zwanej lewicy i moi dawni wrogowie :) wezmą mnie w obronę, kładąc
> kres głupocie ,,przyjaciół, którzy hojnie ;) ode mnie brali, gdy pracowałem
> i gdy byłem bogatszy, niż jestem teraz. :)
Stary, a nie myslales kiedys o jakiejs, no wiesz, wizycie u lekarza?
Alternatywnie, jesli juz codziennie musisz tu plakac o jakims papiezu,
to moze napisz konkretnie o co chodzi i jak to bylo z tym "braniem".
--
Krzysztof Halasa
-
22. Data: 2008-10-23 18:26:24
Temat: Re: Zerwanie lokaty obronnej w lukasie
Od: "Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>
"Krzysztof Halasa" m...@m...localdomain
> Stary, a nie myslales kiedys o jakiejs, no wiesz, wizycie u lekarza?
W ZSRR umieszczano niewygodnych w szpitalach psychiatrycznych.
Polskie duchowieństwo rzymskokatolickie, pod wodzą JPII uczyło
się u najlepszych, :) więc i odsyła niewygodnych do wariatkowa. :)
Problem w tym, że ja, wyrokiem honorowego prałata Jana Pawła II,
księdza Stanisława Rabiczko, ex-proboszcza mojej parafii, miałem
dawać :) pracę wybrańcom losu, ;) których nazywam Korteriuszami.
I daję -- tyle tylko, że nie płacę. :) (bo nie mam czym)
Miałem nauczyć się przelewania pieniędzy ze swego konta na ,,kościelne''
i ,,dawać pracę''. Płacić mi miały urzędy miast itp. organizacje. Oczywiście
ja miałem płacić hojnie i mnie miano płacić hojnie -- tak hojnie, aby innym
wydawało się, że warto było :) wspierać ,,Kościół''. :) (a wspierałem kiedyś
bardzo hojnie)
Był jednak ,,drogby'' problem -- współpracowałem z ojcem, który nie chciał
płacić. :) Problem miał być rozwiązany tak, że pod wpływem głodu miałem
wyprzeć ojca, przejąć sponsorowaną przez miasto :) firmę i płacić oraz
dawać pracę. :)
Przegłodowałem, straciłem czas i zdrowie, lecz nie tylko nie zastąpiłem
ojca w tej firmie, ale nawet sam z tej firmy odszedłem, korzystając
z faktu, iż mój ojciec naruszył ustna umowę, którą ze mną wcześniej zawarł.
Ojciec umowę naruszał wielokrotnie, ale musiałem czekać cierpliwie
do czasu, aż miałem dowody w ręku -- nie wiem, czy w prawym, czy
w lewym ręku. ;) (wiem -- to poprawne określenie)
10 lutego 2005 roku firmę rozwiązałem, uwalniając się z niej.
Moi rodzice mieli ze mną (była to rada wspomnianego prałata) walczyć do upadłego.
Pewnego dnia matka upadła wiosną 2006 roku, potłukła się (wstrząs głowy, krwiak itp.)
i uznała, że czas po temu, aby wojnę zakończyć. Ojciec trzymał się dzielnie jeszcze
kilka miesięcy, urzędnicy (łamiąc nieco ;) prawo o przetargach) dali ojcu zarobić
trochę ;) (gdy przelewałem VAT od tych pieniędzy, zadzwonił telefon z banku
i zapytał, ;) czy to aby wszystko w porządku, że znienacka taki szmal wypływa,
czy nie ma pomyłki co do postawienia przecinka dziesiętnego) ale dał się pokonać
cukrzycy, :) która zrujnowała mu układ nerwowy i zaczęła go po prostu zabijać...
Na początku 2007 roku rodzice kapitulowali bezwarunkowo -- oczekiwali chyba
tego, że ich zamorduję, ale pomylili się. :) Nie tylko ich nie zabiłem, ale
podpowiedziałem, jak zaoszczędzić nieco ;) na kredytach, kontach, podatkach itp... :)
Moje rady oczywiście przyjmowane były z nieufnością, co skutkowało tragicznymi
błędami.
Wyjaśniać dalej? :)
Aby słodko mi było żyć -- miałem poślubić prześliczną Korteriankę, płacić
jej hojnie i... Sypiać z jej (mniej już śliczną, dziś niemal albo i mal
pięćdziesięcioletnią) ciocią... Chcesz fotkę cioci? I moją zarazem?
I apologetów rzymskokatolickich, którzy nie znali miejsca urodzenia
obecnego papieża, a ówczesnego ich guru? :)
Fotki bratanicy nie mam. :) Bratanica miała (wzorem prezydentowej Kwaśniewskiej)
rozdawać pieniądze potrzebującym i (wzorem innych kobiet) udzielać innej pomocy
(seksualnej) potrzebującym. :)
> Alternatywnie, jesli juz codziennie musisz tu plakac o jakims papiezu,
Ex-papieżu!!! Ex-!!! :) On już nie jest papieżem. :)
> to moze napisz konkretnie o co chodzi i jak to bylo z tym "braniem".
Chętnie wszystko opowiem, choć już naopowiadałem się. :) (na grupach)
Ale że to moje życie poszło w diabły, chętnie opowiem, aby innych
przestrzec i dać tak zwane świadectwo prawdzie. :)
Wiele lat temu nie mogłem wrócić do życia (spałem niemal ciągle około
100 dni) i obiecałem sobie (gdy już żyłem na tak zwane dobre) że nie
zaprzestane pisania i mówienia o tym, co mnie spotkało. :) Prosiłem
jednak Boga o to, aby mnie chronił. :)
Czarę goryczy przelała historia pewnej pięciolatki, którą spotkałem nad morzem.
Duchowni uznali, iż należy mnie od owej dziewczynki oderwać na tak zwane zawsze. :)
Wybaczyłbym (i wybaczyłem) niemal wszystko (bo jestem zbyt głupi na to, aby nie
wybaczać) ale nie mogłem nijak pogodzić się z utratą owej dziewczynki o imieniu
Marta. :)
Nie znając jej imienia, nazwałem ją Alicją i Królewną Azalandii. Nie pytaj,
proszę, skąd nazwa Azalandia, bo wyjaśnienie jest banalne :) i pochodzi od
żaby -- nie przystoi całej powadze historii. :)
Straciłem niemal wszystko, co miałem, ale zachowałem biologiczne życie
i wierność :) temu, w co wierzyłem. :)
-=-
W 2003 roku zamierzałem powrócić do pracy na uczelni.
Miałem konkretne plany -- może trochę ambitne, ale realne. :)
W 2005 roku, gdy stało się jasne, że powrót na uczelnię może nie dojść
do skutku już nigdy, :) podjąłem beznadziejną próbę odzyskania prawa do
życia. :) Musiałem obalić mit, zgodnie z którym byłem obłożnie chory. :)
Pod koniec 2006 roku moi rodzice kapitulowali (za sprawą duchownych
rzymskokatolickich byłem skutecznie pozbawiany prawa do jakiejkolwiek
pracy zarobkowej innej niż wspomniana firma ,,rodzinna'') i pojawiła
się nadzieja na odbudowanie moich finansów. Rodzice (głownie ojciec)
tak sobie ;) przestrzegali postanowień kapitulacyjnych, ale przeżyłem. :)
Natomiast wiele osób spośród grona moich przeciwników -- nie przeżyło. :)
Królewna Azalandii zyskała sobie tak zwane serce mojego ojca, o czym być
może nawet nie wie -- i to na długo przed tem, :) zanim mój ojciec się
o niej dowiedział. Niestety nie mam z nią żadnego kontaktu, :) co
mnie tak sobie męczy, albowiem wiem, że miewa się dobrze. :)
Mego serca nie straciła nigdy. :)
-=-
Teraz chyba czas na mnie. :)
-=-
--
.`'.-. ._. .-.
.'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
`-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....