Zalegalem 3 dni z platnoscia raty, gdyz 37 zl mialem wplacic 27 XII, a
wplacilem 30 XII. Winna byla poczta, ale mniejsza o szczegoly -
przyjmijmy, ze winny bylem tylko i wylacznie ja.
W kazdym razie Lukas nie omieszkal oczywiscie natychmiast wystawic
wezwania do zaplaty (powiadomienie o zaleganiu), ktore wg TOiP
kosztuje zlotych 15. Rozumiem, ze za tę kwotę klient dostaje swego
rodzaju pelnowartosciową, choć awaryjną usługę. A raczej powinien
dostawac.
Otóż po wystawieniu tegoż pisma z datą 27 grudnia, przeleżało sobie
ono gdzieś u Lukasa aż do 7 stycznia. 7 stycznia zostało wysłane, a
termin zapłaty został w nim określony na 10 stycznia. 10 stycznia, jak
wiadomo, to była sobota, więc realny dzien zaplaty wypadl na 9
stycznia (ostatni dzien roboczy przed). Poczta pismo dostarczyla mi
natomiast wczoraj, czyli 2 dni po terminie zaplaty.
Zastanawiam sie, czy nie warto byc w tym momencie upierdliwym
klientem, ktory zacznie to reklamowac. Zostala pobrana prowizja 15 zl
za bezwartosciowa, bo przeterminowana usluge.

Proszę o nie wpisywanie komenrzy w stylu 'chciales okrasc bank, to nie
narzekaj', gdyz z gory mowie, ze w zyciu nie zalegalem z wlasnej winy
z ani jedna platnoscia do bankow. Nie mam takich zapedow ani ambicji.

Pozdrawiam