eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plFinanseGrupypl.biznes.bankibank zablokowal mi kontoRe: bank zablokowal mi konto
  • Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
    From: "Eneuel Leszek Ciszewski" <p...@c...fontem.lucida.console>
    Newsgroups: pl.biznes.banki
    Subject: Re: bank zablokowal mi konto
    Date: Mon, 10 Nov 2008 00:25:33 +0100
    Organization: Aleuania-Pueruania-Azalandia :)
    Lines: 166
    Message-ID: <gf7sh8$21f$1@inews.gazeta.pl>
    References: <7...@d...googlegroups.com>
    Reply-To: "Eneuel Leszek Ciszewski" <e...@g...com>
    NNTP-Posting-Host: csknet-84-234-46-83.csk.pl
    Mime-Version: 1.0
    Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="iso-8859-2"; reply-type=original
    Content-Transfer-Encoding: 8bit
    X-Trace: inews.gazeta.pl 1226274200 2095 84.234.46.83 (9 Nov 2008 23:43:20 GMT)
    X-Complaints-To: u...@a...pl
    NNTP-Posting-Date: Sun, 9 Nov 2008 23:43:20 +0000 (UTC)
    X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.5579
    X-Priority: 3
    X-User: eneuell
    X-MSMail-Priority: Normal
    X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.5512
    Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.biznes.banki:461391
    [ ukryj nagłówki ]


    "regis" 7...@d...goo
    glegroups.com

    > W tej chwili mam zablokowane wszystkie srodki i nie bardzo mam z czego zyc.

    Za moich ;) czasów, gdy ja ścigałem swego dłużnika, z komornikami można było
    rozmawiać za pomocą przysłowiowej flachy z pozycji ściganego -- komornik
    wówczas ścigał i ścigał, ale doścignąć nie mógł... A jak/gdy już doścignął,
    to stanąłem przed sadem, :) bo ścignął ;) nie to, co trzeba... Sąd zapytał
    mnie wówczas chyba o to, czy to ja kazałem ścignąć akurat to, co komornik
    ścignął, zgodnie z prawdą zaprzeczyłem i sprawa przeciwko mnie zakończyła
    się. Po jakimś czasie dłużnik prawomocnie obalił :) prawomocny wyrok
    i sąd (być może nawet bez mego udziału) wydał kolejny wyrok (identyczny
    z obalonym, ale przesunięty w czasie) i po iluśtam miesiącach żona mego
    dłużnika zapłaciła mi przekazem pocztowym...

    Tak zakończył się jeden tytuł egzekucyjny; inny (dłużnik nadal ten sam)
    mimo kilkunastu :) lat, pozostaje bezskutecznym świstkiem papieru... :)

    -=-

    Ale znam i inne ciekawostki.

    Kolega otworzył konto w PeKaO SA, wziął na 3 czeki 1500 złotych i pojechał
    z qmplami na Majorkę. :) Po paru latach, na ulicy, ktoś grzeczny podszedł
    do niego i grzecznie poprosił o oddanie kart PeKaO SA i stawienie się
    w banku celem wyjaśnienia tego i owego... PeKaO SA umorzył paroletnie
    odsetki (nadodsetki, bo był to debet nielegalny) i rozłożył spłatę 1500
    złotych na raty oraz przyjął poręcznie od qmpla dłużnika. Qmpel prowadził
    agencje PKO bp (dziś PKO BP SA) i po jakimś czasie zniknął, zostawiając
    macierzystemu ;) bankowi podarunek w postaci manka na ,,miliard'' złotych,
    czyli na sto tysięcy złotych... Ponoć prezentem zajął się ojciec owegoż qmpla...




    Inny zaś człowiek pożyczył to i owo na rozwój swej firmy (chyba na DTP lub
    na turystykę), obciążył swych żyrantów, zwinął skrzydła, przepisał co się
    dało na rodzinę i formalnie niemal goły, żył ponad stan w prześlicznej
    miejscowości, niedaleko Białegostoku. Pewnego dnia na tak zwanym środku
    (nie wiem, czy geometrycznym, czy innym) ulicy jego samochód został
    zarekwirowany (jak nie przymierzając na filmie o gangsterach, wódce
    i nietykalnych) przez funkcjonariuszy pracujących dla Fiskusa...

    Jednego z żyrantów znałem -- między innymi żyrował mi kredyt uczelniany.
    (aby było jasne -- ja kredyt ów spłaciłem, na co mam pokwitowanie z uczelni,
    czyli SOA#2) Ponoć też dogadywał się z komornikiem, ale jednak słodko nie było
    i cośtam trzeba było rodzinie od ust odejmować. :)

    Mnie żyrowały dwie osoby na uczelni -- jedną był wspomniany nieszczęśnik,
    zas drugą mój obecny największy wróg (wiem, pamiętam przykazanie -- nie
    rzucaj kamieniem w gówno, bo możesz sie ochlapać, ale ;) że mam prysznic
    i wannę, więc...) rektor WSAP, prof. Jerzy Kopania...

    -=-

    Wracając do mego dłużnika -- teoria była prosta:

    -- należało najpierw złamać jego opór (co było rzekomo
    awykonalne, ale okazało się nadzwyczaj proste w praktyce)

    -- ukarać za pobicie mnie (między innymi dosłownie kopał
    mnie, w tym i raz po głowie, gdy leżałem na podłodze)

    -- odebrać odszkodowanie (zawsze należne przy wygranej
    tego typu sprawie karnej)

    -- poprosić (pokornie, przed sądem) o wywiązanie się z umów
    i zapłacenie za włożoną w jego firmę pracę

    -- rozliczyć wspólnie prowadzony interes...

    Pieniądze posyskiwane z jednej sprawy miały służyć na założenie kolejnej,
    bo taki miałem (mam nadal) stosunek do interesów -- zarabiać bez wkładania
    swego kapitału (czy kredytów bankowych) lub z wkładaniem minimalnego...

    Ponieważ nie byłem sam, w pewnym momencie nie mogłem iść do przodu
    mimo pięknych perspektyw. A ponieważ ściganie z dobytku drobnego
    okazało się niewykonalne, porosiłem komornika o zajęcie domu...
    No i okazało się, że tym razem trafiłem na komornika rozsądnego,
    który zauważył, że raczej domu nie zajmuje się dla (stosunkowo)
    tak małej kwoty...

    Boże!!! Ile ja wówczas miałem w sobie zapału (tak zwanego) i energii...
    A ilu życzliwych ;) miał mój dłużnik... Poznałem jego numery kont
    bankowych, adres jego (budowanego za **moje** pieniądze) domu, firmy
    z nim ,,współpracujące'' (w cudzysłowie, bo choć dobrze ;) zamawiał,
    nie płacił) i sporo faktów z jego życia... Dowiedziałem się, że
    korzysta z Viagry, że zaprasza kobiety na wycieczki do Chin, że
    umawia się z pracowniczkami komornika na randki, że kupuje ogromne
    samochody ciężarowe...

    Miał mnie zabić i zbić -- obiecywał to w banku PeKaO SA, ale
    kończył ze zwieszoną głową, spuszczany nawet/także przez swych
    adwokatów i współpracowników... Doszło nawet do tego, że chciał
    ze mną pertraktować na ulicy... Żona jego oskarżyła mnie przed
    policjantami o to, że za nią jechałem... :) Miała pecha, bo trafiła
    na policjanta, któremu uratował życie kierowca jadący za nią, bo
    nie ja wówczas prowadziłem...

    Poświęcenie mądrej sędzi, dary niebios i dobre wiatry marnowali komornicy,
    a kres memu ściganiu położył mój ojciec -- współpracownik mego dłużnika...
    Za odstąpienie od ścigania otrzymałem milcząco, ale wymownie mieszkanie,
    które w protiwpołożnym dzieliłbym ze swoją siostrą po śmierci rodziców...
    (rodzice nadal żyją)

    Po paru latach ojciec pokazał, że walczyć o swoje potrafi, ale ze mną. :)
    (przeciwko mnie) Bezwarunkowo kapitulował w pierwszych dniach 2007 roku,
    obiecując mi wszystko, co zarobi... (ale mimo setek tysięcy wpływających
    na jego konta firmowe, niewiele mi dał -- jestem wyrozumiały i wiem o tym,
    że przeciwnikiem moim nie są rodzice, ale ,,Kościół'', który #$!@$#@#!
    i im, nie tylko mnie...)




    Rodzicom proponowałem w roku 2000 wojnę (sądowa oczywiście) z Urzędem Miasta
    (któremu mój ojciec ,,zawdzięczał'' bardzo duże straty materialne bodajże
    w roku 1996) i bankowi PeKaO SA -- już nawet nie pamiętam, dlaczego bankowi,
    może profilaktycznie, ;) a może dlatego, że ojca źle tam traktowano... Ojciec
    wojny z ,,wielkimi'' nie chciał, więc ,,wielcy'' dokopali :) jemu -- tak bez
    powodu, dla jaj tak zwanych... :) Dokopanie przez PeKaO SA rykoszetowało we
    mnie i niemal mnie dobiło... Jakbym miał dzieci (bo ja już raczej dostatecznie
    silny nie będę) przyjąłbym od nich przysięgę położenia na łopatki tego banku...

    Ale nie mam takowych dzieci...

    W wojnie z Urzędem miałem otrzymać pomoc urzędników z ,,centrali''. :)
    Sprawa była (ZTCMW) czysta i łatwa. Białostoccy ;) nie jęknęliby nawet
    i zanim by się zorientowali, mieliby stosowne tytuły wykonawcze przed sobą... :)

    Za moich adwokatów ,,robili'' między innymi studenci tutejszego prawa. :)
    Jeden z nich dziś jest chyba notariuszem, drugi adwokatem właściwym...
    Ten pierwszy opowiadał mi swego czasu o tym, jak to politycy polscy
    marnowali zwycięstwa żołnierzy, okupowane dosłownie krwią... Jego
    ojciec był popularnym (ogólnie lubianym) prezydentem Białegostoku...

    Wojna z rodzicami (podtrzymywana przez ,,Kościół'') zrujnowała moje życie
    prywatne, oderwała mnie od znajomych, nierzadko wpływowych, przyspieszyła
    psucie mojego zdrowia (kolan i kości w ogóle, zębów, stawów...) pozbawiła
    mnie pieniędzy, w tym dostępu do tak zwanej wiedzy -- w Empiku mnie lubiono
    i pozwalano mi na czytanie do woli; nadal białostockie Empiki, a jest ich
    teraz całe mrowie, mnie lubią, choć ja niekoniecznie rozpoznaję pracujące
    tam osoby; stacje benzynowe niekoniecznie mnie nadal witają z tak zwanymi
    otwartymi ramionami, co przyjmuję ze zrozumieniem; ogólnodostępne czytelnie
    w Białymstoku to gruntowna ;) pomyłka; na uczelniane nie mam raczej ;)
    wstępu -- nawet w tak zwanym pierdlu (przepraszam) miałbym dostęp do czasopism...







    Ogólnie to ja nie lubię dłużników ociągających się z płaceniem.
    Rozumiem, że może jesteś niewinny i nie chcę Cię sądzić, ale
    ogólnie nie ma we mnie litości dla tych, którzy ukrywają się
    przed swymi wierzycielami...


    --
    .`'.-. ._. .-.
    .'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
    `-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
    o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1